O metodzie ICSI, dziedziczeniu oraz dlaczego boję się mieć syna z in vitro

Każdy facet to wie: zbudować dom, posadzić drzewo, spłodzić syna. A co jeśli przyczyna mojej niepłodności jest genetyczna? Z całkowitą pewnością mój syn odziedziczy po mnie wadliwy chromosom Y. Tym samym będzie miał takie same problemy w przyszłości jak ja dzisiaj. Może więc lepiej by było, gdyby w niektórych okolicznościach, np. in vitro, rodzice mogli decydować o płci dziecka?

Do budowania domu brak mi cierpliwości i wiedzy. Wolę swoje kody źródłowe, bazy danych i pisanie felietonów. Drzewo – pomysł zacny. Natomiast gdy ponad dwa lata temu, w 15. tygodniu ciąży, nasz ginekolog orzekł “to będzie dziewczynka”, odczułem coś w rodzaju wewnętrznej ulgi. Ufff… córka.

ICSI – przepis na dziedziczenie niepłodności męskiej

I nie chodzi tylko o to, że to córeczka tatusia. Moja żona powtarza, że fajnie, aby kolejny był chłopiec (jeśli się uda). Że parka lepsza. Że to by było tak idealnie.

A ja mam swoje wątpliwości. Do in vitro podchodziliśmy z wykorzystaniem metody ICSI. Metoda ta jest wykorzystywana w przypadku bardzo kiepskich parametrów nasienia. Tak kiepskich, że nawet wrzucenie do probówki jajeczka i zalanie go plemnikami nie rokuje powodzenia, bo przykładowo plemniki są nieruchome. Embriolog wprowadza zatem wybranego przez siebie plemnika do oocytu w sposób mechaniczny. Odwala proces zapłodnienia za naturę, by nie powiedzieć wbrew naturze.

Rzecz w tym, że nie ja nie znam przyczyny mojej niepłodności. Podobnie jak wielu innych facetów. Wiem tyle, że tylko nieliczne z moich plemników dożywają plemniczej dorosłości. Te, które dożywają, zostają plemniczymi kalekami z przetrąconą witką, przez co są bardzo, nomen omen, nieruchawe. Kłopot polega na tym, że przyczyny takiego dojrzewania moich plemników mogą być różne.

Niejedyną, ale całkiem prawdopodobną, może być mutacja genetyczna na moim chromosomie Y. Mogła powstać w życiu płodowym. Może być na tyle mało znacząca, że nie mam jej świadomości, ale na tyle istotna i niepożądana, iż natura nie chce, aby była ona przekazywana w kolejnych pokoleniach. Wówczas, z punktu widzenia biologicznej populacji, moja niepłodność nie jest chorobą, lecz lekarstwem. Uniemożliwia dalsze przenoszenie mutacji genowej.

Wprawdzie przed rozpoczęciem procedury poddaliśmy się z żoną badaniu kariotypu, jednak badanie to nie jest w stanie wyłapać wszystkich mutacji. Przykładowo – badanie wykazuje mutację odpowiedzialną za nosicielstwo mukowiscydozy, ale nie daje pewności, że wszystkie inne genetyczne przyczyny niepłodności będą wyeliminowane. O niektórych z nich medycyna może nawet nie mieć jeszcze pojęcia.

X > Y

W przypadku córki nie ma większego problemu, bo mój chromosom Y jest bez znaczenia. (To pokazuje, że kobieta nie jest wcale słabą płcią – wręcz przeciwnie). Przekazuję mój chromosom X, który łączy się z chromosomem X mojej żony. Nawet jeśli moja córka będzie mieć kiedyś syna, to odziedziczy on swój chromosom Y po własnym ojcu, a nie po dziadku ze strony mamy. Będzie bezpieczny. Z synem może być znacznie gorzej.

Jeśli przyczyna mojej niepłodności jest taka, jakiej obawiam się najbardziej (czyli genetyczna), to z całkowitą pewnością odziedziczy on mój, wadliwy, chromosom Y. Tym samym będzie on miał takie same problemy w przyszłości, jak ja dzisiaj.

W oczywisty sposób rodzi to we mnie szereg obaw. Zmusza do rozstrzygnięcia w przyszłości wielu dylematów. Kiedy synowi powiedzieć o tym, że został poczęty in vitro? Kiedy go uprzedzić, że może mieć podobne problemy jak jego ojciec? Kiedy i w jaki sposób próbować go nakłonić do wykonania odpowiednich badań? Wreszcie jak zrobić to wszystko w taki sposób, aby mnie nie znienawidził?

Dr Tomasz Ziółkowski z kliniki leczenia niepłodności Gameta twierdzi wprawdzie, iż nie ma sensu dziś martwić się tym problemem, gdyż za dwadzieścia lat medycyna będzie na tyle rozwinięta, że na pewno im pomożemy, ja jednak mam własne obawy i nie potrafię sobie pozwolić na taki rodzaj beztroski.

Pacjent ma prawo wiedzieć

Moje obawy mają zarówno charakter osobisty, jak i społeczny. Osobisty, gdyż w przeciwieństwie do pana dr. Ziółkowskiego, będę miał przed sobą własnego syna, a nie kolejnego pacjenta. Społeczny, gdyż trochę obawiam się rzeszy mężczyzn, którzy za kilkanaście lat będą borykać się z niepłodnością. Niepłodnością, będącą wynikiem zarażenia ich (z premedytacją) chorobą genetyczną na etapie poczęcia.

Nie chciałbym, aby ktokolwiek odebrał to, co piszę, jako zwrot w moim spojrzeniu na technikę in vitro. Jeśli miałbym ponownie podjąć te decyzje – nie zmieniłbym żadnej z nich. Gdy jedyną szansą na rodzicielstwo jest ICSI – należy z niej skorzystać.

Jednocześnie dobrze, aby lekarze informowali o możliwych ryzykach związanych z tą techniką, bo z tym bywa różnie. Szczerze – kogo z was lekarz o takim ryzyku poinformował? Mnie nie. Wyłącznie własne obawy i przeczucia skłoniły mnie do poszukiwania wiedzy na ten temat. Rozumiem, że wobec trudności w ustaleniu przyczyn niepłodności, lekarze nie chcą wzbudzać niepotrzebnej paniki wśród swoich pacjentów. Pacjent jednak ma prawo wiedzieć i mieć obawy. Ważąc za i przeciw – podjąć decyzję.

Zdaję sobie sprawę, że słowo eugenika ma jak najgorsze konotacje. Przyznaję jednak, że przychodzi mi do głowy taka myśl – może lepiej by było, gdyby w określonych okolicznościach rodzice mogli decydować o płci dziecka. Po to właśnie, aby uniknąć części chorób genetycznych – niekoniecznie niepłodności.

 

Czy wobec tego chciałbym mieć syna? Przyjmę go z otwartymi ramionami. Jeśli jednak w ogóle będziemy mieć drugie dziecko i lekarz ginekolog powie to będzie córka, ponownie odetchnę z ulgą. Jest bezpieczna. Chromosom X ją ochroni.

Ale niezależnie od płci i liczby naszych dzieci – wszyscy pójdziemy kiedyś posadzić nasze rodzinne drzewo.

Ciekawostka dla chętnych

Polscy i (jakże by inaczej) amerykańscy naukowcy stwierdzili, że istnieje silna korelacja pomiędzy męską niepłodnością, a długością palca wskazującego i serdecznego. Otóż jeśli palec serdeczny jest krótszy od wskazującego – mężczyzna z dużym prawdopodobieństwem ma problem z płodnością. Wynika to z niższego poziomu testosteronu. Panowie – ręce na stół!

Polecamy również:

Gdy mężczyzna chce, a nie może. O problemach z erekcją

Co myśli kobieta, gdy to ON jest niepłodny

Rodzeństwo z in vitro. Wracamy do kliniki po zamrożone zarodki

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *