23 lata nieudanych starań o dziecko.

Oni już 23 lata starają się o dziecko! O pomoc prosili nawet Elżbietę Jaworowicz

Kasia i Remigiusz Bulkowscy starają się o dziecko już 23 lata. Ich największym marzeniem jest usłyszeć słowa mama i tata. Gdy dowiedzieli się o rozpoczęciu refundacji in vitro w latach 2013-2016, zapaliło się światełko nadziei, jednak szybko okazało się, że Kasi zabrakło jedynie kilku miesięcy do tego, aby móc z niej skorzystać. Kolejne próby zawiodły, lecz mimo wszystko nie poddają się i dalej walczą o swoje szczęście.

23 lata walczysz o dziecko. To już naprawdę szmat czasu. Skąd w Tobie tyle determinacji i sił?

Kasia: Ja po prostu bardzo chcę mieć dziecko. Uwielbiam dzieci. Zawsze tak było. Już jako nastolatka zajmowałam się młodszym kuzynostwem. W rodzinie wiedzieli, że kocham maluchy. W ogóle myślałam o tym, żeby swoją przyszłość związać właśnie z dziećmi. Bardzo chciałabym pracować w przedszkolu. Nie wiem, czy jest to jeszcze możliwe, ale ostatnio myślałam nawet, czy nie skończyć jeszcze jakiegoś przyuczenia w kierunku “asystent nauczyciela przedszkola”.

Od czego rozpoczęliście swoją walkę z niepłodnością?

Na początku było to – powiedzmy – standardowe leczenie. Leki, suplementy, odwiedziny u wielu ginekologów. Takie trochę leczenie metodą prób i błędów. Niestety nie dały one rezultatów.

Ale nie dałaś za wygraną.

Oczywiście, że nie. Postanowiłam walczyć dalej i spróbować inseminacji.

Ile ich było?

Kilka. Mimo iż komórki jajowe pięknie rosły, żadna jednak nie zagnieździła się na dłużej. Lekarze tak często zlecali nam badanie nasienia, że diagnostyk, który wykonywał te badania, znał nas już z widzenia. Dziwił się nawet, że wciąż przychodzimy tu z tym samym zleceniem, mimo że wyniki męża zawsze były dobre. Żartowaliśmy wówczas, że  jeszcze trochę, a lekarz będzie męża poznawał po plemnikach.

Kiedy po raz pierwszy padło słowo „in vitro”?

Gdy kolejne inseminacje zakończyły się fiaskiem, wówczas pomyślałam o in vitro. Był to czas, kiedy rząd wprowadził program refundacji in vitro. Niestety, nie zakwalifikowałam się do  niego.

Dlaczego?

Dlatego, że zdaniem Ministerstwa Zdrowia, przekroczyłam wiek, który uprawnia mnie do skorzystania z refundacji. Myślę, że to bardzo krzywdzące. Moim zdaniem powinien liczyć się cały rok kalendarzowy, a nie poszczególne miesiące. Przecież to nie moja wina, że urodziłam się w marcu, a nie w lipcu.

„Było mi przykro i byłam zła, że w Polsce trzeba wiedzieć, kiedy się urodzić. Gdybym urodziła się w sierpniu lub później, mogłabym wówczas skorzystać z refundacji.”

Mogliście liczyć na pomoc rodziny?

Niestety, nie mogliśmy liczyć na taką pomoc rodziny – oni wszyscy mieli dzieci, więc nas nie rozumieli. Wydatek na in vitro to niepotrzebny wydatek.

To musiało boleć, a mimo wszystko znów nie dałaś za wygraną.

Oczywiście, że brak zrozumienia boli – zwłaszcza gdy nie rozumieją cię najbliżsi. Postanowiłam jednak zawalczyć o ten zabieg w inny sposób. Zgłosiłam się nawet do programu “Sprawa dla reportera” z prośbą o pomoc. Mieliśmy nadzieję, że może ktoś wesprze nas finansowo i zrozumie problem.

Udało się?

Na tamtą chwilę niestety nie.

Z tego co wiem, mimo wszystko udało wam się pozyskać środki na przystąpienie do in vitro.

Do dziś jest to dla mnie coś niesamowitego. Po około dwóch miesiącach od programu zadzwonił do nas lekarz z Kliniki Novomedica, który był gościem u Jaworowicz, i powiedział, że wykonają nam in vitro za darmo, jeśli będziemy mieć dobre wyniki badań.

„Do końca nie wiemy, kto sfinansował ten zabieg i pozostanie to dla nas wielką tajemnicą. Bez względu na to, kim jest ten darczyńca, uszczęśliwił nas jak nikt inny na świecie.”

Fruwałam jeszcze wyżej, jak okazało się, że wyniki są dobre i mogłam podejść do zabiegu.

Ile komórek udało się pobrać?

Udało się wyhodować sześć komórek. Niestety, jedna była zdeformowana. Z tych pięciu wszczepiono mi dwie. Prosiłam o trzy, ale lekarz nie zgodził się, ponieważ byłoby to niezgodne z prawem.

Efekt…?

Niestety, żaden zarodek nie zagnieździł się. Natomiast pozostałe nie nadawały się do zamrożenia.

Jak przyjęłaś tę porażkę?

Byliśmy totalnie załamani, bo nie mieliśmy szansy na ponowne in vitro z mrozaczków. To jak upadek na beton.

„Ten zabieg dał nam nadzieję, że zostaniemy rodzicami, że będziemy rodziną, a nie tylko bezdzietnym małżeństwem, którym codziennie towarzyszą smutek i samotność. Cieszyliśmy się, że to dla nas szansa na bycie rodzicami – szansa, jakiej nam nikt wcześniej nie dał.”

Nadzieja była przeogromna. I oczywiście mieliśmy świadomość, że może się nie udać, ale nie chcieliśmy myśleć negatywnie. Lekarz przed zabiegiem uczciwie uprzedzał o możliwej porażce. Wiedziałam też, że właśnie pierwsze in vitro nie zawsze kończy się sukcesem, bo zarodek dla organizmu staje się obcym ciałem w jakimś sensie.

Czy myśleliście kiedykolwiek o adopcji?

Na początku nie myśleliśmy o adopcji, ale muszę przyznać, że jakiś czas temu tak i to całkiem poważnie. Ale znów porażka. Bo okazało się, że mąż przekroczył znacznie wiek dozwolony na ojca adopcyjnego. Poza tym mamy za niskie dochody na bycie rodziną adopcyjną. Wychodzi na to, że jesteśmy za biedni, by dać jakiemuś dziecku miłość i bezpieczny dom.

Los nie jest dla was łaskawy. Co dalej w takim razie?

Wkrótce po tym, jak dowiedzieliśmy się, że nie możemy przystąpić do adopcji, postanowiliśmy walczyć dalej i spróbować raz jeszcze in vitro. Wierzymy, że tym razem się uda. Nie chcemy się poddawać, bo uważamy, że rodzina jest najważniejsza, a dzieci to są takie promyczki, które rozjaśniają świat. Za oknem w pokoju mam widok na przedszkole i często myślę, że fajnie byłoby, gdyby moje dziecko też do niego chodziło. Mam już nawet imiona dla naszego dziecka: Oliwia lub Sylwester – bo poznaliśmy się z mężem właśnie tego dnia. Czekamy więc na Olę lub Sylwka. Albo na oboje, gdyby były bliźniaki.

Rozmawiała: Paulina Ryglowska-Stopka

POLECAMY TAKŻE:

Olga Bończyk: Ułożyłam sobie cichy i spokojny świat bez dziecka

 


Autorka książki (jako Laura Lis) "Moje in vitro. Historia prawdziwa", w której pisze, że cuda się zdarzają i nigdy nie należy tracić nadziei.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *