z pamietnika edyty nieplodna nieplodnirazem

Z pamiętnika Edyty: Jestem niepłodna i nie mam siły się bronić (odc. 18)

W końcu w weekend usiadłam, zebrałam wszystkie dokumenty jeszcze raz i przesłałam w  wiadomości mailowej – bez przekonania jednak, że nam się uda. Mam złe przeczucia. Praktycznie wiem już, że nici z dofinansowania…

Zapraszamy na kolejny wpis z cyklu: “Z pamiętnika Edyty”Nasza bohaterka opisuje swoją drogę niepłodności. Będzie o wzlotach i upadkach, związku, walce, małych radościach i wielkich smutkach. Aż w końcu – będzie o in vitro i staraniach o ukochanego malucha. Czy im się uda?

<<< Ostatni wpis


Gdańsk, 11.2017 r., Gdy walczę ciągle na nowo…

Z  natłoku zadań w pracy wyrwał mnie telefon z Urzędu Miasta. Z wypowiadanych z prędkością karabinu zdań zrozumiałam, że za mało dokumentów dostarczyliśmy, że dlaczego część jest na inne nazwisko, że najważniejsze jest to, gdzie odprowadzamy podatki. – Proszę dosłać jeszcze dziś – rzuciła na koniec. Próbowałam tłumaczyć, że mieszkanie kupowałam, jeszcze na panieńskie nazwisko, że załączyłam przecież akt ślubu, że… ale nie słuchała.

Rzucam wszystko i walczę

Mimo umówionych wcześniej spotkań i zawodowych zobowiązań wsiadłam do samochodu i ruszyłam do domu, do segregatorów szukać dodatkowych dokumentów… Dosłałam mailem, co tylko mogłam.  Następnego dnia dostałam maila zwrotnego, że dlaczego tylko tyle i znów dlaczego na inne nazwisko… Teraz już wiedziałam, że Pani nie tylko tylko mnie nie słuchała, ale też nie czytała treści mojego maila.  Tym razem nie mogłam po prostu rzucić wszystkiego i tego wyjaśniać, z sarkastycznym śmiechem cisnęłam tylko telefonem, na którym odczytywałam nieszczęsną odpowiedź.

W końcu w weekend usiadłam, zebrałam wszystkie dokumenty jeszcze raz i przesłałam w  wiadomości mailowej – bez przekonania jednak, że nam się uda. Mam złe przeczucia. Praktycznie wiem już, że nici z dofinansowania…

Nie jest mi smutno. Jestem zła. Zła, bo przecież nie widziałam, jakie będą kryteria, a gdybym wiedziała wcześniej, przepisałabym część rachunków na męża, zadbała o porządek w tematach rozliczeń, a jeśli by to było konieczne, to nawet przerejestrowałabym działalność. Jednak nie wiedziałam.  Pozostaje mi tylko… No właśnie, co mi pozostaje? Uderzać w klawiaturę, niszcząc lakier na paznokciach? Żałosne…

CZYTAJ TEŻ >>> MSOME, PGD, AZH… Poznaj 6 sposobów zwiększających szanse powodzenia in vitro

Po raz kolejny okazało się, że możemy liczyć tylko na siebie.  Pan Mąż spokojny jak zawsze: – Poradzimy sobie – mówi ciepłym głosem. Ja wiem, że tak, chociaż sama dziwię się – skąd. – Przecież nie mamy na to wpływu – dodaje On.

Niepłodność vs. prawdziwe życie

Będę pracować 2 razy ciężej, to postanowione. Chociaż w sumie to nie wiem, jak, bo już teraz brakuje mi doby. Zarobię jednak każde pieniądze, które będzie trzeba. Dodatkowo, oswajam demony. Zapisałam się do najsłynniejszego immunologa w Polsce i już teraz wiem, że będę potrzebowała kolejne 1000 zł na badania. Wiem też, że bardzo chcę je zrobić i mieć pewność, że zrobiłam wszystko, co mogłam.

“Z przerażeniem czytam i słucham tego, co mówi się o nas, korzystających z pomocy IVF. Jak  bez konsekwencji można kłamać na temat tego, jak wygląda procedura, przypisywać nam podejście proaborcyjne i brak miłości do dzieci? My niepłodni, i tak już walczący z całym światem, nie mamy siły się bronić.”

Jesteśmy często bezradni. Głosy tych, co są już „po” i mogą wypowiedzieć się publicznie są raczej sporadyczne, większość woli się nie przyznawać. Tym, którzy się przyznają, zawsze wysyłam osobiste podziękowania – tyle mogę zrobić. Kiedy myślę sobie czasem o tym, że będę mamą, chciałbym mieć odwagę mówić o tym publicznie, że to dziecko z in vitro. Jednak czytam też na grupie na FB, jak lekarze na izbach przyjęć traktują dziewczyny, które się przyznały, że ich ciąże nie są naturalne, jak są obrażane i poniżane i zastanawiam się, czy i ja bym to zniosła, czy nie lepiej udać, że wszystko jest „normalnie”? Od tych rozmyślać boli mnie głowa. Zamykam temat i wracam do obowiązków.

Po raz kolejny w swojej drodze muszę pogodzić się z porażką – dofinansowania nie będzie – i ustalić nowy plan działań. Ta cała porażka chyba przykleiła się do mnie na dobre i nie chce odpuścić. Skwituję to słowami Stefana Kieślewskiego: – To, że jesteśmy w d…., to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać.


Polecamy także:

https://plodnosc.pl/in-vitro-terapia-czy-fanaberia-a-moze-obroncy-zycia-nie-maja-pojecia-o-zyciu/

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *