Egoista

Przez pewien czas z Szefową Wszystkich Szefów (SWS) portalu NiepłodniRazem.pl zastanawialiśmy się, jaka ma być moja rola, o czym powinienem pisać i w jaki sposób. W końcu SWS zaproponowała: “niech pan pisze o życiu”. I tak będzie, o życiu właśnie.

Pierwszym kierunkiem moich studiów była ekonomia. Tak się składa, że po opuszczeniu murów Alma Mater, jak większość absolwentów, miałem głowę pełną mądrości na temat “niewidzialnej ręki rynku”, “cyklach koniunkturalnych wywoływanych interwencjonizmem państwowym” oraz “wyższością kapitalizmu nad socjalizmem”.

Dość długo byłem wierny tym ideom, za największe zło wolnej gospodarki uważając związki zawodowe, ZUS i podatki. Można przyjąć, że poglądy gospodarcze miałem całkiem podobne do Janusza Korwin-Mikkego (wówczas jeszcze będącego w wieku przedemerytalnym). Nawiasem mówiąc, to zadziwiające, że największe poparcie JKM ma wśród młodzieży, często jeszcze przed maturą z matmy, która zgadza się w całej rozciągłości z teoriami makroekonomicznymi, o których JKM mówi.

Im dłużej chodziłem po Ziemi, tym więcej pytań mi się jednak nasuwało. Może ręka rynku jest niewidzialna, bo po prostu nie istnieje? Może jedyne co mamy w odpowiedzi na działania nieistniejącej ręki rynku to reakcja (interwencjonizm) państwa? Może ci, którzy są biedni, nie zawsze są biedni z własnego wyboru i naprawdę potrzebują pomocy? Może jednak bogatsi powinni dzielić się z biedniejszymi? Może to, że ja mam, a inni nie, do czegoś zobowiązuje? Może wreszcie świat nie jest wcale taki czarno-biały?

Z biegiem czasu dojrzewały i kształtowały się moje poglądy na inne kwestie. Popieram in vitro, ale uznaję także prawo kobiet do aborcji. Tak, potrafię pogodzić te poglądy, ponieważ mój system wartości prawo do myślenia i decydowania o sobie szereguje bardzo wysoko. Wyżej niż prawo do życia blastocysty czy “kijanki”.

Zdaję sobie sprawę z tego, że to woda na młyn tych, którzy twierdzą, że “invitrowcy to proaborcjoniści” i tyle. Zakładam jednak, że ludzie to rozumne istoty i mając wybór potrafią świadomie decydować. Nikt nie “robi sobie” in vitro dla zabawy. Nikt nie przeprowadza też dla zabawy aborcji. Nie uważam, że stosowanie nakazów i zakazów w tym zakresie jest najlepszą drogą do osiągnięcia celu. Szczególnie, że definiowany cel, jak pokazują wszystkie dyskusje na ten temat, wcale nie jest jednoznaczny, oczywisty i taki sam dla wszystkich. Wartości są różne i sam fakt, że jedne są “mojsze” od innych, nie czyni ich jeszcze lepszymi.

Popieram również prawo do zawierania pomiędzy dwojgiem ludzi innych związków niż tylko małżeńskie. Jak najbardziej uważam, że prawo takie powinno przysługiwać również parom jednopłciowym (choćby ze względu na poszanowanie prawa do informacji o zdrowiu partnera czy prawa do dziedziczenia). Po co ludziom niepotrzebnie komplikować życie, skoro można im je ułatwiać?

Nieobce są mi także oddolne inicjatywy, mające na celu ochronę środowiska. Dziś wprawdzie (gdy tylko nie idę pieszo) z reguły korzystam z samochodu, ale nadal pamiętam swój udział w pierwszych rowerowych masach krytycznych. Pamiętam swoje zaangażowanie w obronę Doliny Rospudy przed jej zagarnięciem pod obwodnicę Augustowa.

Całkiem niedawno, może rok temu, doszedłem do wniosku, że po prostu jestem lewakiem. To było trochę szokujące dla mnie samego odkrycie i chwilę mi zajęło, nim się z tym pogodziłem. Czułem się nieswojo, głównie dlatego, że przez całe życie byłem skutecznie nasączany ideą, iż jestem gdzieś na samym dole piramidy społecznej.

Tymczasem dlaczego ja miałbym się nie troszczyć w pierwszej kolejności o siebie? Kto będzie się przejmować moimi potrzebami, jeśli nawet ja sam spycham je na margines?

Do dziś łapię się na tym, że myślę “po staremu”. Ale zaraz sobie przypominam, że moje poglądy i moje potrzeby dla mnie powinny być najważniejsze. Dla nikogo ważniejsze nie będą. Nazywam to zdrowym egoizmem.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *