“Mam dwójkę dzieci z kalendarzyka. Poczęły się, gdy wskazywał dni niepłodne”

Zamiast w in vitro, zainwestuj w kalendarzyk, będzie taniej, a skuteczniej… To chyba główne przesłanie kampanii Ministerstwa Zdrowia na temat leczenia niepłodności w Polsce. Ministerstwo zainwestuje prawie 3 mld złotych w promocję naprotechnologii, w tym “kalendarzyka małżeńskiego”. Kampania ruszy już w maju. 

Niepłodność to choroba, z którą w Polsce próbuje sobie poradzić ponad 1,5 miliona par. Tylko dla niewielkiego procenta z nich w poczęciu dziecka pomogła zmiana trybu życia, diety oraz farmakologiczne wsparcie. Dla większości jedyną metodą będącą realną szansą na ciążę (choć nie zawsze za pierwszym razem) jest in vitro – niestety, w Polsce niemające poparcia rządu, czego przejawem było przede wszystkim zlikwidowanie państwowej refundacji tej metody.

W zamian resort zdrowia postanowił inwestować w centra leczenia niepłodności, w których niepłodni będą mogli skorzystać ze wszystkich innymi sposobów, tylko nie z in vitro, które metodą zdaniem ministra Radziwiłła nie jest.

To wiedza na poziomie gimnazjum

Mimo licznych protestów i krytycznych komentarzy ze strony zarówno samych niepłodnych, ale także środowisk lekarskich, ministerstwo jest niewzruszone i konsekwentnie realizuje swoją wizję skutecznej walki z niepłodnością – „skuteczniejszą i niebudzącą takich emocji etycznych”.

Więcej – ministra nie przekonuje nawet opinia AOTMi (Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji), która oceniła, że „naprotechnologia nie stanowi opcji terapeutycznej dla osób borykających się z problemem niepłodności, zwłaszcza w przypadkach, gdy niepłodność ta związana jest ze zmianami fizjologicznymi w obrębie narządów rodnych kobiety lub niepłodnością męską”.

Zdaniem ginekologa dr. Grzegorza Południewskiego, plany ministerstwa to informacje o fizjologii człowieka na poziomie gimnazjum, które powinny być elementem lekcji biologii i edukacji seksualnej.

„Promowana jest też wiedza przestarzała. Stosowanie kalendarzyka to sięganie po metodę opracowaną ponad 80 lat temu. Działania ministerstwa nie pomogą dotkniętym problemem niepłodności parom, które potrzebują zaawansowanej pomocy medycznej” – mówił.*

Mam dwójkę dzieci z kalendarzyka…

Katarzyna (37 lat): “Mam dwójkę dzieci dzięki kalendarzykowi. Bardzo je kocham, to w pełni chciane dzieciaki. Muszę jednak powiedzieć,  że i syn, i córka, poczęły się dokładnie w dniach, które według kalendarzyka były dniami niepłodnymi. Uważam, że choć to z pewnością pomocne narzędzie planowania ciąży, to jednocześnie także bardzo zawodne – znam wiele par, które zaliczyły “wpadki”, prowadząc pilnie notatki z poszczególnych faz cyklu.

„Dla osób niepłodnych – zwłaszcza jeśli ich niepłodność wynika z jakichś chorób, np. wad macicy, jajników albo braku plemników – kalendarzyk na nic się zda. Inwestowanie takich pieniędzy w coś, co jest tak nieskuteczne, to zwyczajnie marnotrawstwo pieniędzy.”

A jeśli rząd nie chce dokładać do in vitro, to niech przeznaczy te pieniądze na coś, co rzeczywiście będzie mogło komuś pomóc”.

Karolina (33 lata): “Od pięciu lat staramy się o dziecko, od czterech leczymy w klinice leczenia niepłodności. Przeszliśmy już przez etap obserwacji cyklu – naprawdę prowadziłam kalendarzyk i naprawdę nic to nie dało. Teraz jedynie mogę w nim zapisać daty kolejnych wizyt albo kolejnego transferu albo to, jak wielka w danym miesiącu jest dziura finansowa. Płakać się chce, gdy słyszę, że państwo ma tyle pieniędzy, ale nie wesprze metody, która na całym świecie jest uznana za najskuteczniejszą. To tak, jakby te pieniądze wyrzucić w błoto – naprawdę Polskę na to stać, serio?

„To, że kobieta za pomocą obserwacji cyklu może określić dni płodne, to wiedza, którą ma moja siostrzenica w pierwszej klasie gimnazjum. Kobiety niepłodne mają to wszystko w jednym palcu – nie trzeba nam tego opowiadać. Chętnie za to usłyszę, co zrobić, gdy moje AMH jest bliskie zeru albo co – gdy kobieta nie ma w ogóle dni płodnych.”

Mam nadzieję, że szybko się skończy to obecne rządzenie – choć odkręcanie tego wszystkiego, co już zostało nagmatwane znów wygeneruje koszty, które jak się podliczy, mogłyby dać szczęście milionom par starających się dziecko.”

Już w maju pojawią się pierwsze spoty radiowe i telewizyjne, które przekonywać będą niepłodnych Polaków, że na płodność i zajście w ciążę duży wpływ ma antykoncepcja, styl życia i właściwa obserwacja cyklu kobiecego. Ministerstwo zapowiedziało także stworzenie strony internetowej poświęconej tematyce płodności, na której budowę przeznaczy 300 tys. złotych.

Źródło: * wyborcza.pl

 

 


Polonistka, dziennikarka, redaktorka. Specjalizuje się w tematyce: ciąża, parenting, niepłodność, dieta propłodnościowa. Email: redakcja@brubenpolska.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *