niepłodność, klinika leczenia niepłodności, transfer,

Nasza wspólna niepłodność

Czy zdarzyło Wam się kiedyś spotkać znajomego, którego nie widzieliście szmat czasu, w najmniej spodziewanym miejscu? Mnie to się ostatnio przydarzyło. Było to dla mnie tak niesamowite spotkanie, aż muszę się z Wami nim podzielić.

Aleksandra to moja bardzo dobra przyjaciółka, jeszcze ze szkoły podstawowej. Mieszkałyśmy kilka domów od siebie i jako małe dziewczynki codziennie się ze sobą bawiłyśmy. Z czasem jednak nasze drogi się rozeszły. Obie wyszłyśmy za mąż i wyprowadziłyśmy się z rodzinnej miejscowości w świat.

Mimo, że obiecałyśmy sobie w dzieciństwie, że nigdy nasz kontakt się nie urwie, nie udało się.
Pochłonięte pracą, rodziną, z czasem zmieniłyśmy swoje numery telefonów i tak nasza przyjaźń się skończyła. Próbowałam ją odnaleźć na różnych portalach społecznościowych, ale bezskutecznie. Tak minęło ponad 15 lat.

Pewnego dnia miałam umówioną wizytę w swojej klinice leczenia niepłodności. Wchodzę do poczekalni i patrzę, a tu Ola. O rany, ale zdziwienie. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Zaczęłyśmy trajkotać jak najęte. Okazało się, że też leczy się u mojego lekarza i właśnie jest po transferze. Szybko wymieniłyśmy się telefonami.

Wczoraj z nią rozmawiałam i umówiłyśmy się na spotkanie. Bardzo się z tego cieszę, że po tylu latach znowu się zobaczymy. Gdyby nie moje leczenie niepłodności, kto wie, może nigdy nasze drogi by się nie zeszły.

Jest to dla mnie kolejny dowód, jak wielu wśród naszych znajomych, przyjaciół, zmaga się z tym samym problemem co my. Z naszą wspólną niepłodnością.

 


Autorka książki (jako Laura Lis) "Moje in vitro. Historia prawdziwa", w której pisze, że cuda się zdarzają i nigdy nie należy tracić nadziei.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *