W ostatnich latach odeszło bezpowrotnie wielu wyjątkowych i ciekawych ludzi. Jedną z nich był Robin Williams, niezapomniany komik i fantastyczny aktor, który przez kilka dekad był źródłem śmiechu do łez. Wiele jednak wskazuje na to, że ten, który bawił innych, sam był niezwykle smutny i nieszczęśliwy, przybierał maski adekwatnie do sytuacji. Tak bardzo, że najprawdopodobniej odebrał sobie życie.
Historia życia Robina Williama była jego prywatną sprawą, podobnie jak źródło cierpienia, które doprowadziło go do tej dramatycznej decyzji. Jego losy poruszają jednak jakiś nerw w wielu z nas, budzą wątpliwość związaną z rozdźwiękiem pomiędzy tym, co na zewnątrz, a tym wewnątrz. Można się zastanawiać czy rzeczywistość artystów jest nie jest w jakiś sposób inna, niż ta zwykłych ludzi; ostatecznie na co dzień posługują się fantazją i kreacją.
Można jednak pomyśleć, że aktorzy, artyści, pisarze w zwielokrotnionym wymiarze pokazują to, czego wszyscy doświadczamy – nie zawsze możemy lub chcemy pokazać prawdziwych siebie.
Jeśli nie mamy dostępu do czyjegoś prawdziwego oblicza, kiedy ktoś wydaje się nieprawdziwy, mówimy wówczas, że założył maskę. Niekoniecznie wiąże się to z jawnym oszustwem. Umiejętność dbania o własne dobro czy interes jest cenna i warta pielęgnowania.
Dla niektórych ludzi doświadczenie życiowe było tak trudne, że mogą pokazać „prawdziwych” siebie jedynie garstce osób, w odpowiednich warunkach i mając pewność, że nie zostaną zranieni. Osoby te mogą być wycofane, bardzo samotne i mieć kłopot w nawiązywaniu relacji z innymi ludźmi.
To jednak, co budzi szczególną trudność jest rozróżnienie, kiedy ktoś zakłada maskę z wyboru, a kiedy żyje z nią, nie mając nawet tego świadomości. Czasami wiele lat pracy samodzielnej lub w terapii zajmuje odkrycie, że żyło się nie swoim życiem, realizowało się nie swoje cele, stawiało innym wymagania, które wcale nie wynikały z naszych prawdziwych oczekiwań czy potrzeb. Odkrycie, że życie było oparte na pewnego rodzaju fałszu może wiązać się z poważnym wstrząsem – trzeba się zmierzyć z bezpowrotnie utraconymi szansami i możliwościami.
Fałszywe self
Termin ten został wprowadzony w latach sześćdziesiątych przez wybitnego psychoanalityka i pediatrę, Donalda Winnicotta, dla opisania sytuacji, w której dziecko na skutek funkcjonowania w specyficznym środowisku, żeby się ochronić i przetrwać, musi zaadaptować pewien sposób funkcjonowania i myślenia o sobie.
Można sobie wyobrazić, że rozwój, mówi Winnicott, przebiega na dwa sposoby. W pierwszym matka jest wystarczająco dobra, zestraja się z dzieckiem, przez co może się ono swobodnie rozwijać. W drugim przypadku matka nie ma zdolności dostroić się do dziecka, czy ze względu na własny stan psychiczny, czy też ze względów osobowościowych – matce spokojnej może się urodzić dziecko bardzo aktywne, którego nie może zrozumieć. Nie może więc pomóc swojemu dziecku zrozumieć, co się z nim dzieje, jakich emocji doświadcza, a jednocześnie jest ono ciągle i zupełnie od matki zależne.
Może być też tak, że rodzice marzą o dziecku, które wiele osiągnie, będzie odważne, zdolne i będzie odnosiło sukcesy. To nie muszą być marzenia wyrażone wprost; mogą wynikać z niezrealizowanych pragnień samych rodziców albo też z pragnień, by dziecko kontynuowało sukcesy rodzinne.
Nie zawsze jest to możliwe. Nikt nie ma wpływu na to, jakie dziecko mu się urodzi. Dlatego też rodzicom ambitnym i osiągającym sukcesy zawodowe może być trudno odpowiednio reagować na potrzeby dziecka wrażliwego, przeciętnie uzdolnionego i nieśmiałego. Dziecko z kolei, w odpowiedzi na niedostosowaną do jego możliwości i potrzeb opiekę rodzicielską oraz by zyskać miłość i akceptację, może stworzyć fałszywe self. Jakby musiało funkcjonować w myśl zasady: Nie bądź taki, jaki jesteś. Bądź taki, jakim chciałbym, żebyś był.
Jeśli więc dziecko nie ma wyboru, rzeczywiście zaczyna przybierać postawę, którą narzucają mu rodzice. W konsekwencji wyrasta na samotnego, zgorzkniałego człowieka żyjącego nieprawdziwym życiem lub też wyrabia w sobie postawę wyższościową, narcystyczną. Dla osoby narcystycznej, inni ludzie będą środkiem do celu; manipuluje nimi i używa ich. Nie potrafi stworzyć prawdziwych, głębokich relacji. Jednocześnie jej obraz siebie jest całkowicie zależny od innych ludzi, ich obecności i uznania. Gdy tego zabraknie, pojawia się rozpacz, pustka i depresja. Pod fałszywym obrazem samego siebie jest poczucie głębokiego zranienia, opuszczenia, niezrozumienia i braku akceptacji dla prawdziwych potrzeb.
Ludzie zakładają maski; jedni świadomie, chroniąc się. Dla innych jednak jest to działanie koniecznie, nie wynikające z wyboru czy realnej oceny sytuacji. Pod tą maską zwykle kryją osobisty dramat, samotność, ogromny, palący wstyd, gniew, cierpienie i niezdolność do bycia blisko innych.
Nie umniejsza to trudności, jakie zwykle napotykamy w kontaktach z osobami narcystycznymi czy też chronicznie ukrywającymi się za jakąś fasadą. Z drugiej jednak strony nierzadko społeczność deleguje swoich przedstawicieli do tego, by pełnili pewne funkcje i wspiera ich w utrzymywaniu fasady. Potrzebujemy aktorów, komików, ludzi, o których możemy myśleć wyłącznie w kategoriach wyjątkowości i prawości. Nie musimy i nie chcemy wiedzieć, jacy są naprawdę. Maski czasami są więc potrzebne wszystkim.
Dodaj komentarz