Wstępna procedura adopcyjna: Czego absolutnie nie mówić w OA

Wstępna procedura adopcyjna: Czego absolutnie nie mówić w OA

W życiu każdej niepłodnej pary przynajmniej raz przychodzi taki moment, w którym pojawia się się myśl o adopcji. Wiele z nich zostaje adopcyjnymi rodzicami. Wiele – się waha. Bez względu jednak na powód decyzji – wszystkich łączy jedno pragnienie: chcemy mieć dziecko. Dlaczego? – to pytanie usłyszysz wiele razy. Jak na nie odpowiadać?

Dróg do adopcji jest zapewne tyle, ile rodzin. Najczęściej do ośrodków zgłaszają się osoby bezdzietne lub takie, które, mając już dzieci biologiczne, z różnych względów nie mogą powołać na świat kolejnych. Są też pary nieodczuwające potrzeby rodzicielstwa naturalnego albo posiadające odchowane już pociechy i chcące zaopiekować się dzieckiem skrzywdzonym przez los.

Bez względu na główny powód decyzji o adopcji, kandydatów łączy tak naprawdę jedno: pragnienie zostania rodzicami.


Każda historia, z którą potencjalni rodzice przychodzą do OA, może mieć szczęśliwy finał; jednak aby tak się stało, do adopcji należy się przygotować. I nie mam tu na myśli tylko szkolenia przeprowadzanego przez ośrodek.


Jak to jest z tą motywacją?

Mam w głowie takie wspomnienie, które towarzyszyło mi przez całą procedurę adopcyjną i wciąż pozostaje żywe. Jest rok 2006, może 2007. Na pewno późna wiosna. Siedzimy z narzeczonym na starej kanapie w wynajmowanym przeze mnie studenckim pokoju i snujemy plany na przyszłość.

Chcę mieć troje dzieci – rozmarzam się, widząc siebie w roli mamy uroczych urwisów.

Dwoje – poprawia on – a trzecie adoptujemy, jak nasza dwójka podrośnie. Zawsze chciałem się przyczynić do tego, żeby choć jeden maluch na świecie cierpiał trochę mniej.

Żaden ze wspólnych scenariuszy nie zakładał wtedy, że nie doczekamy się potomstwa drogą (że się tak wyrażę) tradycyjną. Byliśmy młodzi, zdrowi, zakochani – co mogło pójść nie tak? A jednak poszło. Niecałe 10 lat po tamtej rozmowie umawialiśmy się na pierwszą wizytę w ośrodku adopcyjnym.

Dlaczego chcecie adoptować – to pytanie usłyszycie wiele razy


Pytaniem, które należy sobie zadać przed takim spotkaniem, jest powód, dla którego chcemy adoptować dziecko. Trzeba się również nastawić na to, że ono będzie się powtarzało aż do samej kwalifikacji, więc będziemy musieli odpowiadać na nie przynajmniej kilka, jeśli nie kilkanaście razy.


Bywa, że odpowiedź na nie od razu skreśla kandydatów w oczach pracowników OA albo przynajmniej podaje w wątpliwość ich intencje. Dzieje się tak wówczas, kiedy motywacja nie uwzględnia dobra którejś ze stron, a zwłaszcza dziecka.

WAŻNE >>> Niewłaściwa argumentacja decyzji o przysposobieniu to na przykład:

chcemy adoptować dziecko, aby pomagało nam w gospodarstwie lub/i opiekowało się nami na starość. Dziecko ma być pełnoprawnym członkiem rodziny, którym to rodzice będą się opiekować, a nie na odwrót. Nie można traktować go jak darmowej siły roboczej, gdyż ono nie jest niczyim niewolnikiem.

czujemy się dziwnie jako bezdzietni, bo wszyscy dookoła są rodzicami, a my nie (albo: bo cała rodzina już pyta, kiedy w końcu doczekamy się potomstwa). Przysposobienie musi być świadomą i własną decyzją kandydatów, podjętą dobrowolnie, a nie pod wpływem presji otoczenia. Mnie się to kojarzy ze ślubem: małżeństwo zawarte  w wyniku przymusu lub podstępu jest nieważne. Z adopcją – choć w sensie metaforycznym – sprawa wygląda podobnie.

adopcja stanowi namiastkę rodzicielstwa biologicznego, wynagradza brak ciąży lub stratę po poronieniu. Trzeba pamiętać, że dziecko jest żywym człowiekiem, nie substytutem czegokolwiek. Rodzicielstwo adopcyjne nie może być „zamiast”, „ewentualnie” ani „ostatecznie”.


Co zatem można uznać za właściwą motywację do adopcji? Kiedyś mówiło się, że przysposobienia należy pragnąć wyłącznie ze względu na dobro dziecka. Nie zgadzam się z tym, podobnie zresztą jak nowsza literatura adopcyjna. Nie da się stworzyć szczęśliwej rodziny, jeżeli choć jedna ze stron będzie czuła, że wszystko poświęca, a niczego nie zyskuje.


Myślę, że nie ma jednej dobrej odpowiedzi na powyższe pytanie. Ważne, aby była szczera, autentyczna. My powiedzieliśmy, że:

posiadanie dzieci od zawsze stanowiło dla nas naturalną konsekwencję małżeństwa, a adopcja jest kolejnym krokiem w staraniach o nie;

dzieci mogą pojawić się w rodzinie na wiele sposobów, przysposobienie stanowi po prostu jeden z nich;

jako małżeństwo z kilkuletnim stażem wiele już razem wypracowaliśmy: mamy ugruntowany system wartości, ciekawe pomysły na spędzanie czasu wolnego, a także zaplecze materialne w postaci własnego mieszkania, w którym jest miejsce dla kolejnego członka rodziny. Chcielibyśmy się tym wszystkim podzielić, a w przyszłości przekazać owoce wspólnej pracy naszemu dziecku.

Żadna z tych odpowiedzi nie została zakwestionowana przez personel OA, więc chyba były dobre…

Czego jeszcze należy się spodziewać po pierwszym spotkaniu w ośrodku adopcyjnym?

Oprócz omówionej wyżej motywacji pracownik będzie także pytać o:

– staż małżeński (zwykle wymagany jest trzy- lub pięcioletni, ale są też ośrodki, które nie zwracają na niego uwagi);

– status materialny (gdzie, z kim i w jakich warunkach mieszkają kandydaci, czy mają stałą pracę i jaką, ile mniej więcej zarabiają);

– spodziewane reakcje najbliższych na przysposobienie dziecka (nas pytano, czy i komu mówiliśmy już, że chcemy adoptować i czy nasze rodziny będą nas wspierać w tej decyzji);

– przyczyny braku potomstwa biologicznego (w przypadku bezdzietnych);

– oczekiwania odnośnie dziecka (wiek, stan zdrowia, pochodzenie; niektóre ośrodki pozwalają także określać płeć, choć akurat w naszym nie było wolno).

Kandydaci zostaną też poinformowani o przebiegu dalszej procedury, potrzebnych dokumentach oraz o tym, jakie dzieci w rzeczywistości trafiają do adopcji.

Działa to zwykle jak zimny prysznic, bowiem pełni nadziei i optymizmu petenci dowiadują się, że o noworodku bądź niemowlaku mogą zapomnieć, a ponadto wszystkie dzieci pochodzą z rodzin dotkniętych alkoholizmem lub/i upośledzeniem, dlatego każde z nich jest w jakiś sposób obciążone genetycznie, a co za tym idzie, ma problemy natury fizycznej bądź psychicznej.

Warto pamiętać, że nie taki diabeł straszny, a przy odpowiedzialnych i kochających rodzicach większość pociech wyrasta na wspaniałych ludzi.

Ja sobie tłumaczyłam, że zachodząc w ciążę, też nie ma się pewności, iż maluch przyjdzie na świat zdrowy, a swoim IQ przegoni samego Einsteina… choćby miał najlepsze geny pod słońcem.

Co dalej?

Gromadzenie dokumentów, zakładanie teczki i całe mnóstwo testów, ale o nich napiszę kolejnym razem.


Tekst: Gosia

Autorka bloga Takie tam stożki… , gdzie pisze nie tylko o adopcji, ale także o kobiecych zachwytach i polskich narzekaniach. 


PRZECZYTAJ TAKŻE:

W ciąży to ja pani nie widziałam… – czyli o niewygodnych pytaniach

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *