Wstyd towarzyszy niepłodności. Historia o tym, jak nie bać się o niej mówić

Jakiś czas temu wstydziła się tego, że jest niepłodna. Czuła się gorsza od innych kobiet. Teraz Ewa już nie boi się mówić o swojej niepłodności. Wie, że to nie jej wina – to natura. Niepłodność jest trudnym doświadczeniem, jednak według niej również dużo uczy. Czy można wyciągnąć jakąś naukę, gdy świat wywraca się do góry nogami?

Jak to jest, że nie boisz się mówić o swojej niepłodności? To zazwyczaj temat, o którym pary zmagające się z nim nie chcą rozmawiać. Niepłodność to dla nich obszar zbyt intymny, wstydliwy, drażliwy…

Ewa: Miałam już dość siedzenia jak przysłowiowa mysz pod miotłą. Dla mnie temat niepłodności nie jest już tematem tabu. Nie wstydzę się tego, że jestem niepłodna i nie wstydzę się także tego, że się leczę.

Mam nadzieję na swój Cud – mam nadzieję na dziecko. Chcę o tym głośno mówić, by uświadomić również innych, ale też by pokazać i zachęcić do tego, żeby się badać. Nigdy nie wiadomo, na kogo może trafić niepłodność.

Oczywiście na początku był to dla mnie bardzo ciężki temat. Z czasem jednak zaczęłam oswajać się z niepłodnością. Nauczyłam się, że warto o niej mówić głośno i mieć swoje zdanie. Ja swojego nie narzucam nikomu, staram się zrozumieć. Szanuje zdanie innych, ale boli mnie, jak ktoś nie ma wiedzy na temat niepłodności, a obraża, poniża, nie ma szacunku dla drugiego człowieka, a także co smutne – zrozumienia i chęci zapoznania się z tematem. Oczywiście ja nikogo nie zmuszam, jednak jeśli ktoś mnie pyta o niepłodność to odpowiadam, a jeśli ktoś jest w podobnej sytuacji co ja, staram się także wspierać. Zauważyłam, że społeczeństwo mało wie o niepłodności, o badaniach i samym leczeniu. Co gorsza, spotkałam się również z kobietami, które nie wiedziały czym jest owulacja, ile trwa cykl, jak rozpoznać dni płodne itd.

Faktycznie, teraz o niepłodności robi się głośno. Niektóre wypowiedzi, teksty czy zachowania mogą wprawić w osłupienie. Skąd zatem bierzesz siłę? Co Cię motywuje do takiego działania?

Nie boję się mówić o swojej niepłodności, bo wiem, że to nie moja wina, że natura zawiodła. Niepłodność jest trudnym doświadczeniem, jednak wbrew pozorom również dużo uczy.

Może to wydawać się dziwne, ale wraz z niepłodnością pojawiła się u mnie cierpliwość, wytrzymałość, skromność, a także umiejętności słuchania i zrozumienia.

Wywraca świat do góry nogami, ale także uczy cieszenia się z każdej chwili, z każdej małej rzeczy. Dziś bardziej doceniam to, co mam. Dlatego patrząc na te wszystkie pozytywne zmiany – warto rozmawiać i zrzucić choć trochę ten ciężar. Jestem normalną kobietą, do pełni szczęścia brakuje mi tylko dziecka.

W ostatni poniedziałek, w wielu miastach Polski odbył się czarny protest przeciw ustawie ograniczającej wolność kobiet w zakresie aborcji, jak i stosowania in vitro. Co o tym myślisz – popierasz takie inicjatywy?

Oczywiście, że popieram. Jestem dumna, że tyle kobiet wyszło na ulice. Zawsze wiedziałam, że kobiety to silna płeć. W ten dzień śledziłam na bieżąco informacje w telewizji i w internecie. Szkoda, że w większości, w mediach czarny protest był przysłonięty sprawą aborcji – mało mówi się o in vitro, o drodze do in vitro.

Smuci mnie fakt, że ogólnie społeczeństwo nie ma świadomości, jak wygląda droga niepłodności, którą musi przejść starająca się o dziecko para.

In vitro to często ostatnia szansa, by mieć dziecko. Dlatego uważam, że każdy ma prawo do swojego zdania i to trzeba uszanować. Ja też mam swoje zdanie i popieram in vitro.

Wy również staracie się o dziecko. Cofnijmy się zatem w przeszłość – masz 30 lat, od jakiś 4 lat próbujesz zajść w ciążę. Od czego to wszystko się zaczęło?

Zaczęło się dosyć specyficznie – miałam nieregularne miesiączki i… bóle głowy. Właśnie z powodu kilkunastodniowego bólu głowy trafiłam na oddział neurologii, na którą skierował mnie lekarz rodzinny. Oczywiście przed szpitalem były tabletki i zastrzyki, ale nic nie pomagało. W szpitalu stwierdzono, że to napięciowe bóle głowy. Coś mnie jednak tchnęło, by iść w końcu do ginekologa – bardzo się stresowałam, bo był wywiad z lekarzem, badanie, a także cała lista badań hormonalnych, które miałam zrobić. Badania wykazały, że mam wysoką prolaktynę, niedoczynność tarczycy, Hashimoto, PCOS – czyli jednym słowem: niepłodność pierwotna.

Diagnoza była dla mnie czymś strasznym. Choroby niewiele mi mówiły – o PCOS dowiedziałam się szczegółów od pani doktor.

Początkowo, było bardzo źle – płakałam jak małe dziecko. Moje złe nastawienie do niej i do siebie potęgował pobyt w szpitalu, gdzie przebywając w pokoju z kobietami w ciąży odczuwałam ich oziębłość. Mnie, jak i inne niepłodne, traktowały jak powietrze, jakbyśmy były winne, że zajmujemy szpitalne łóżko. Wtedy też doświadczyłam na własnej skórze, że niektórzy traktują niepłodnych jak ludzi gorszego sortu, jakbyśmy byli inni, jak jakiś margines.

Zdarzało się również, że podczas rozmowy ktoś mówił: a co ty możesz wiedzieć, skoro nie jesteś w ciąży, nie masz dziecka? To bardzo boli. Pamiętam, że wtedy czułam się winna, że jestem niepłodna. Zastanawiałam się, co ze mnie za kobieta, skoro nie mogę mieć dziecka?

Na szczęście czas oswoił mnie z niepłodnością. Pomogła również zdobyta na ten temat wiedza i wsparcie najbliższych. Z czasem zrozumiałam, że jestem kobietą jak każda inna i zaakceptowałam siebie taką, jaką jestem.

Jak obecnie wygląda Twoje leczenie? Czy stosujesz, np. tabletki antykoncepcyjne?

Obecnie biorę tabletki na tarczycę (Letrox), tabletki na prolaktynę (Bromergon), na wyregulowanie cyklu (Duphaston) – wszystko według wskazań lekarza ginekologa i lekarza endokrynologa. Oprócz tego oczywiście suplementuję witaminy i składniki mineralne, a także kwas foliowy.

Po tym, jak dowiedziałam się o niepłodności, staram się również bardziej zadbać o swój styl życia. Zwracam uwagę na to, co jem, choć czasami oczywiście zdarza mi się zgrzeszyć.

Miałam również trzy, niestety nieudane, stymulacje, dlatego też brałam leki, które były z nimi związane. Wizyty, badania, dojazdy i leczenie – wszystko pokrywam z własnej kieszeni. Początkowo liczyłam, ile pieniędzy poszło na to wszystko, ale obecnie już tego nie robię. Są to olbrzymie sumy, jednak marzenie posiadania dziecka jest warte wielu wyrzeczeń.

Wróćmy jeszcze na chwilę do tematu antykoncepcji. Pewnie słyszałaś już o kolejnym genialnym pomyśle rządzących – o całkowitym zakazie stosowania tabletek antykoncepcyjnych. To tak, jakby zabronić chorym na raka stosowania chemioterapii – nie uważasz?

Oczywiście, że tak – ja jestem za antykoncepcją. Skoro kobieta i mężczyzna nie chcą mieć dzieci, to dla mnie jest jasne, że powinni mieć możliwość skorzystania z tej formy zabezpieczenia. Poza tym antykoncepcja nie tylko chroni przed niechcianą ciążą, ale chroni również przed chorobami (prezerwatywa). Dla mnie takie działanie rządu jest chore. Zabronienie antykoncepcji to tak jakbyśmy znowu cofali się do średniowiecza… Zupełnie nie rozumiem takiego działania.

Oprócz Twojej diagnozy, jest również nieprzychylna diagnoza Twojego męża. Cierpi na żylaki powrózka nasiennego – na czym polega ta męska przypadłość?

Żylaki powrózka nasiennego są jedną z przyczyn niepłodności u mężczyzn. To schorzenie, które wywołuje zwiększony przepływ krwi w tej okolicy, a co za tym idzie podnosi temperaturę i tym samym następuje zwolnienie wytwarzania plemników.

Żylaki powrózka nasiennego mają również wpływ na liczbę plemników, a także na ich ruchliwość i budowę. Aby się ich pozbyć należy usunąć je operacyjnie poprzez podwiązanie i podcięcie żył nasiennych.

Po pewnym czasie jest kontrola USG i badanie nasienia. Jeśli wyniki nie wykazują dużej poprawy, to wprowadza się leczenie farmakologiczne. Również mój mąż musiał podjąć takie leczenie – bierze tabletki i jest znaczna poprawa. Wyniki nie mieszczą się jeszcze w normach, ale kto wie co czas pokaże. 

Zdradź nam zatem wasze plany na najbliższą przyszłość – co dalej?

Jeśli zajdzie taka potrzeba to inseminacja, a potem in vitro. Bardzo chcemy być rodzicami, dlatego chcę spróbować wszystkich możliwości, by zostać matką. To dla mnie bardzo ważne, bo jeśli mi się nie uda, to przynajmniej będę spokojniejsza, że spróbowałam wszystkiego. Boję się tylko o jedno – czy wytrzymam całą tą walkę z niepłodnością i nie dopadnie mnie depresja? Jednak dopóki mam nadzieję i siłę – nie poddam się!

Rozmawiała: Paulina Ryglowska-Stopka

Polecamy także:

Droga do szczęścia często prowadzi przez bank nasienia

O niepłodności inaczej: pragnienie dziecka a toksyczny związek

Adopcja to nie casting na świętych. Jak w praktyce wygląda wybór dziecka?

 


Autorka książki (jako Laura Lis) "Moje in vitro. Historia prawdziwa", w której pisze, że cuda się zdarzają i nigdy nie należy tracić nadziei.
Komentarze: 2

Od ponad trzech lat staramy się o drugie dziecko i niestety nic z tego. Czuje sie okropnie jak człowiek drugiej kategorii. Ktos powie przecież macie dziecko, trzeba cieszyć się tym co jest ale to nie jest tak to nie działa w ten sposób. Zwłaszcza jak widzisz ze u znajomych w rodzinie tych dzieci przybywa i każdy pyta a co z Wami. Ja już nie mam szans na drugie dziecko mam te same problemy o których pisze Pani w artykule. Moze prócz tego ze maż nie miała problemów z płodnością wcześniej nie wiadomo jak teraz.
U mnie juz prawie owolacji nie ma niestety jestem za stara mam 37 lat. Byłam juz stymulowana hormonami miałam robiona drożność gdzie wyszły problemy możne in vitro ale przy tym ze prawie już nie mam pęcherzyków to nie ma sensu. Wspomnę tylko ze pierwsza ciąża tez była stymulowana hormonami i tez trochę zweszlo zanim zaszłam w ciąże, która była tez ciężka bo musiałam leżeć mało się rosząc. Moglam się tego spodziewać ze nie będę mogla miec wiecej dzieci ale to boli i to bardzo. Myślę ze nie można tak po prostu z tym się pogodzić……..

Również borykam się z problemem niepłodności, o którym dowiedziałam się w wieku 21 lat, w 34 roku swojego życia zostałam w końcu matka po 5 próbach in vitro. Nigdy nie był to dla mnie temat tabu, nigdy się tego nie wstydziłam bo nie ma czego się wstydzić.Choroba jak każda inna. U mnie nie zadecydowała natura o braku płodności a błąd w leczeniu zapalenia przydatków, gdzie bez odpowiedniego leczenia kończy się zrostami w jajowodach i tym samym ich niedrożnością.Nigdy nie czułam się gorszym człowiekiem z tego powodu (myślę ze to raczej osoby o słabej psychice same sobie wmawiają ze inni je dyskryminują z powodu niepłodności).Nigdy nie użalałam się nad sobą z tego powodu,a robiłam co w mojej mocy aby zostać mama. Udało się, czego życzę wszystkim starającym się o dziecko 🙂 Zalecam więcej luzu i mniej tragizmu w walce o dziecko, a z pewnością przyniesie to lepszy skutek.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *