Adopcja to nie casting na świętych. Jak w praktyce wygląda wybór dziecka?

Każda rodzina pragnąca adoptować dziecko musi przejść przez długotrwałą procedurę adopcyjną. Praktyka wyboru pociechy może różnić się zależnie od konkretnego ośrodka czy domu dziecka – jednak zwykle wszystko przebiega według bardzo podobnych schematów. Jak znaleźć środek między preferencjami, możliwościami, a chęcią? Realistyczne spojrzenie na wybór dziecka częstokroć jest bardzo trudne. Oto adopcja krok po kroku.

To może się wydarzyć…

Wyobraź sobie, że dzwoni TEN telefon z ośrodka adopcyjnego. Nareszcie wasza kolej! Pędzicie do domu dziecka jak na skrzydłach, a tam czeka na Was cała sala pełna dzieci. Starsze i młodsze, wyższe i niższe, szczupłe i bardziej pulchne, o karnacji śniadej albo białej jak śnieg, bardzo energiczne i śmiałe bądź wycofane, trzymające się nieco na uboczu… Możecie wybrać sobie spośród nich dokładnie takie, jakie będzie wam najbardziej odpowiadało! Być może w swojej decyzji weźmiecie pod uwagę kwestię fizycznego podobieństwa do was samych oraz do pozostałych członków waszej rodziny. A może pokierujecie się jakimiś innymi, konkretnymi kryteriami – bo na przykład zawsze marzyliście o drobniutkiej blondyneczce z niebieskimi oczami albo sympatycznym rudzielcu z dołeczkami w policzkach.

Adopcja dziecka to nie wizyta w supermarkecie!

Jeśli komukolwiek wydaje się, że właśnie tak wygląda adopcja dziecka (a z rozmów z niektórymi osobami wnioskuję, że faktycznie mają takie wyobrażenia na ten temat) to czas powiedzieć to głośno i wyraźnie: ADOPCJA TO NIE WIZYTA W SUPERMARKECIE! Dziecko to nie towar, który wybiera się sobie z jakiejś określonej “półki” – a tym bardziej nie towar, który można potem zwrócić lub zareklamować, jeśli nie spełnia twoich (często zbyt wygórowanych) oczekiwań.

Oczywiście, na którymś z indywidualnych spotkań w ośrodku adopcyjnym zapytają Was o wasze szeroko rozumiane „preferencje”.

Będą chcieli wiedzieć, na jakie dziecko czekacie – jaka ma być mniej więcej górna granica jego wieku, jaka płeć, na jakie zdiagnozowane zaburzenia czy choroby jesteście się w stanie ewentualnie zdecydować… Ktoś mógłby się tutaj oburzyć, zgorszyć i stwierdzić: „To niesprawiedliwe! Przecież rodzice biologiczni nie mają wpływu na to, czy ich dziecko urodzi się zdrowe czy chore, czy będzie chłopcem czy dziewczynką – więc dlaczego tym adopcyjnym mają przysługiwać takie przywileje?

Wybór dziecka związany jest z realistycznym spojrzeniem na własne możliwości

Osobiście jednak uważam, że takie pytania są bardzo zasadne i po prostu MUSZĄ paść – nawet jeśli udzielanie odpowiedzi nie jest dla kandydatów ani łatwe, ani przyjemne, ani komfortowe. Udzielanie odpowiedzi czasami potrafi wpędzić w naprawdę potężne poczucie winy. Siedzisz jak na szpilkach w gabinecie psychologa, pani z ośrodka patrzy na ciebie wyczekująco z długopisem zawieszonym w powietrzu i przygotowanym do sporządzania notatek. Za chwilę będziesz musiała powiedzieć jej na przykład, że nie chcesz dziecka z Zespołem Downa, albo że wolałabyś dziecko jak najmłodsze, które nie ukończyło jeszcze pierwszego roku życia, albo że będzie ci trudno zaakceptować dziecko, u którego stwierdzono pełnoobjawowy FAS.

Może nawet poczujesz się podle, ale moim zdaniem powinno mówić się zupełnie otwarcie o swoich obawach i lękach – o tym, co jest dla nas nie do przejścia, z czym raczej sobie nie poradzimy, czego z dużą dozą prawdopodobieństwa nie będziemy w stanie udźwignąć na swoich barkach… Dlaczego?

Z braku trzeźwego osądu i realistycznego spojrzenia na własne możliwości rodzą się potem chyba największe dramaty – i sytuacje, w których dziecko zostaje porzucone po raz kolejny, przez następną parę potencjalnych rodziców…

Rzecz jasna optymalnie byłoby, gdyby wszystkie pary na pytanie o dziecko były w stanie odpowiedzieć: „Czekamy z taką samą otwartością na każde, jakie do nas trafi” – ale jest to postulat raczej utopijny. Dlatego też, adopcja to nie supermarket – ale również nie casting na świętych. Czym innym jest przecież stwierdzenie, że nie damy sobie rady z wychowaniem dziecka ciężko chorego czy niepełnosprawnego, a czym innym roszczeniowa postawa sugerująca, że czekamy wyłącznie na dziecko o konkretnych cechach wyglądu i charakteru, które „idealnie wpasuje się w naszą rodzinę i będzie dla nas tym brakującym elementem układanki”.

Trzeba umieć te dwie rzeczy rozgraniczyć – i pamiętać również o tym, że to bardziej rodzice są przez pracowników ośrodka dobierani do dziecka, niż odwrotnie. Właśnie w oparciu o waszą otwartość i gotowość ten wybór jest dokonywany – więc błędem byłoby zatajanie jakichś swoich ograniczeń czy zahamowań, które mogą potem okazać się dla dobra dziecka kluczowe.

Jak wygląda wybór dziecka adopcyjnego w praktyce?

Jednocześnie – warto też zostawić sobie pewien „margines”. Całkiem możliwe, że w momencie kiedy zadzwoni do Was TEN telefon – będziecie znajdować się akurat w takim punkcie swojego życia, że bez żadnego wahania zaakceptujecie coś, co podczas składania powyższych deklaracji było dla was zupełnie nie do pomyślenia (na przykład bez oporów zechcecie przyjąć do siebie dziecko dwuletnie – zamiast postulowanego wcześniej, kilkumiesięcznego). 

Praktyka może różnić się nieco, zależnie od konkretnego ośrodka czy domu dziecka – jednak zwykle wszystko przebiega według bardzo podobnych schematów. OTO ONE…

Tekst: Karolina Szwabowicz-Mosica

1. Upragniony telefon

Kiedy zadzwoni telefon, trzeba jeszcze przez chwilę uzbroić się w cierpliwość. Nie od razu będzie wam dane zobaczyć się z długo wyczekiwanym i wytęsknionym maleństwem. Najpierw będziecie musieli poznać jego historię. 

2. Poznanie… teczki dziecka

Teczka dziecka to nic innego jak cała dokumentacja na jego temat, zgromadzona przez pracowników ośrodka. Zależnie od wieku dziecka, jego indywidualnej sytuacji oraz miejsca, w którym aktualnie przebywa – znajdą się tam mniej lub bardziej wyczerpujące informacje na temat jego rodziny biologicznej, stanu zdrowia czy rozwoju psychoruchowego. Całkiem możliwe, że będziecie mieli okazję zapoznać się także z opiniami opiekunów, którzy zajmują się maluszkiem na co dzień – natomiast raczej do rzadkości należą sytuacje, kiedy do niniejszej dokumentacji dołączone jest również zdjęcie.

3. Spotkanie

Kiedy już na podstawie wszystkich tych materiałów zdecydujecie się na pierwsze spotkanie – nastąpi ono w placówce albo rodzinie zastępczej.

Wyrażenie chęci jego odbycia tak naprawdę jeszcze do niczego was nie obliguje i nie jest wiążące.

W przypadku nieco starszych dzieci dość często ma miejsce w kilkuosobowej grupie. Proponowane wam dziecko w takiej sytuacji nie wie, że przychodzicie konkretnie do niego – nie będzie więc rozczarowane, jeżeli ostatecznie z jakichś przyczyn do kolejnych spotkań już nie dojdzie.

O ile kilkutygodniowe niemowlę najprawdopodobniej zareaguje na waszą obecność po prostu zaciekawieniem, będzie uradowane przywiezioną mu w prezencie grzechotką czy inną zabawką – o tyle w przypadku kilkulatka trzeba przygotować się na całe szerokie spektrum najróżniejszych reakcji. Wcale nie jest powiedziane, że dziecko będzie czekało na was z przysłowiowym „sercem na dłoni” i otwartymi ramionami. Mówiąc zupełnie szczerze – na tym początkowym etapie jesteście dla niego po prostu kompletnie obcymi, nigdy wcześniej nie widzianymi ludźmi. Nie bądźcie więc zdziwieni, jeśli się Was przestraszy, ucieknie przed Wami w najbardziej oddalony kąt sali albo będzie chowało się za plecami swojej placówkowej, dobrze znanej „cioci”.

Kilkulatek to nie jest już tabula rasa – ma swoją historię, swoje wspomnienia i swój bagaż doświadczeń, niekiedy bardzo traumatycznych i nakazujących mu wielką ostrożność w kontaktach z dorosłymi ludźmi. Po prostu dajcie sobie czas i nawiązujcie wzajemne relacje powoli, ostrożnie i bez gwałtownych ruchów – pamiętając, że być może stąpacie po bardzo kruchym i podatnym na pęknięcia lodzie…

Tekst: Karolina Szwabowicz-Mosica, autorka bloga Nasze Bąbelkowo

Polecamy także:

Adopcyjna mistyfikacja – jeśli chcesz adoptować dziecko, nie możesz tego robić

Czy z adopcją dziecka rzeczywiście trzeba się „pogodzić”?

Jak zostałam adopcyjną mamą: do szczęścia nie potrzebowałam brzucha, ale dziecka

 

Komentarze: 4

… “Śnią o niej codziennie, a z czasem starają się w sobie to zabić” …
To oczywiście dzieci w domu dziecka. (czy moderator mógłby to poprawić?)
W domu dziecka dzieci marzą o adopcji i o swoich rodzicach. Idealizują świat poza dd. Do pewnego wieku. Jednak jeszcze wiele 7 latków i czasem starszych dzieci chciałoby adopcji. Marzą o miłości. Im starsze tym bardziej na swoich warunkach. Tym jest to trudniejsze. Tym więcej będzie kosztować rodziców bólu i poświęcenia. Ale da dziecku nieprawdopodobną zmianę życia.

Domy dziecka są obecnie dobrze finansowane. Dzieciom nie brakuje rzeczy tylko człowieka, mentora, przyjaciela. Dlatego większość stacza się po osiągnięciu dorosłości i opuszczeniu dd. Brakuje im odwagi,, wiary w siebie, poczucia wartości, a często chęci do życia. Brakuje im miłości. Dlatego należy adoptować także starsze dzieci. Trzeba jednak podejść do tego ostrożnie. Nie każde jest na to otwarte ale wiele o tym marzy. Problemy z nastolatkiem to nie nowina. Adoptowane dzieci w złości ranią po swojemu, inaczej. Jednak rozpaczliwie potrzebują miłości. Śnią o niej codziennie, a z czasem starają się w sobie to zabić.

Powinny ,byc domy dziecka dobrze z finansowane przez panstwo i spoleczenstwo ze taki dzieciak tez moze miec start w zyciu.Jeszcze malucha do 3 lat mozna adoptowac,po tym czasie nie powinno byc adopcji,Idzie ,potem taki wyrostek ,do kpgos do domu i w zlosci rzuca tekstem ,”bo wy nie jestescie moimi rodzicami,”..swietnie i nigdy nie chcielismy miec tej iluzji ,jestesmy tylko opiekunami , ale my nie przyczynilismy sie do jego nieszczescia,wiec niech skieruje zlosc tam gdzie powinien.To co od nas dostaje nie nalezy mu sie tez z urodzenia ,ale z naszej dobrej woli…..nikt jego nie zmusza do pobytu z nami…my nie tworzylismy mu nigdy iluzji

Zgadzam się ze wszystkim, co zostało napisane oprócz jednego. Sami z mężem jesteśmy po kursie kwalifikacyjnym i czekamy na adopcję, czekamy na dzieciaczka do 1 roku życia i wiemy jak w praktyce wygląda adopcja takich dzieci. Ustawiają się po nie kolejki par, bo najczęściej chcą właśnie jak najmniejsze dzieci, i dzieci proponowane są rodziców w kolejności według stażu oczekiwania. Nie mogę się więc zgodzić z tym, że ośrodki dobierają jak najlepszych rodziców akurat dla konkretnego dziecka a nie dziecka dla rodziców. Przede wszystkim nie znają jeszcze charakteru tak maleńkiego dzieciątka i niestety, choć wiele rodziców adopcyjnych tak bardzo chce wierzyć w to, że akurat to konkretne dziecko było im pisane, to nie do końca tak jest. Dostali je dlatego, bo przypadło im w kolejce, równie dobrze rodzicami tego samego dziecka mogliby zostać państwo X lub państwo Y i zapewne kochaliby je tak samo bardzo i myśleli o nim w ten sposób jak faktyczni rodzice adopcyjni. My mamy tę świadomość, ale oczywiście nie zmienia to faktu, że będziemy kochać dziecko, które nam przypadnie całym sercem, bo bez względu na to jakimi kryteriami doboru kierują się pracownicy ośrodków adopcyjnych, to maleństwo będzie ostatecznie właśnie NASZE.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *