Teresa ma 80 lat. Jest matką, babcią, a za niebawem będzie podwójną prababcią. Czuła, wrażliwa, kochająca dzieci, bardzo wierząca. I nie byłoby może w tym nic wyjątkowego, gdyby nie to, że jako nieliczna wśród swego pokolenia, tak otwarcie mówi: In vitro to szansa na szczęście młodych, a państwo powinno to szczęście wspierać i refundować. Póki co, sama wsparła wnuczkę finansowo i z niecierpliwością czeka na prawnuka. Wyjątkowa rozmowa.
W Polsce in vitro to temat, który bardziej dzieli niż łączy – a już na pewno trudno o zgodę w tym temacie między Pani pokoleniem, a pokoleniem 25-30-latków, którzy starają się bezowocnie o dziecko. Pani rówieśnicy albo wypowiadają się na ten temat bardzo negatywnie – powołując się na aspekty etyczne i religijne, albo nie chcą rozmawiać w ogóle. Pani jest chyba nielicznym wyjątkiem i zgodziła się na rozmowę. Dlaczego?
Zgodziłam się na wywiad, ponieważ bardzo kocham dzieci i uważam, że trzeba stanąć w ich obronie. Zwłaszcza w obronie par, które latami starają się o dziecko, a teraz zabiera się im ostatnią deskę ratunku i nadzieję na bycie rodzicami. Sama mam wnuczki i prawnuczkę, a teraz czekam na prawnuka. Jestem bardzo z tego powodu szczęśliwa i już nie mogę się doczekać, kiedy go zobaczę i przytulę.
Ile ma Pani lat?
Mam 80 lat.
Piękny wiek. Proszę powiedzieć, kiedy dowiedziała się Pani o tym, że wnuczka spodziewa się dziecka, czyli Pani prawnuka?
O ciąży wiedziałam już od pierwszych chwil. Wnuczka od razu podzieliła się ze mną tą cudowną wiadomością.
Jak Pani przyjęła tę wiadomość, że prawnuczek począł się dzięki metodzie in vitro?
Przyjęłam to z wielką radością. Cieszyłam się z całego serca. Bardzo długo na to czekałam. Bałam się, że mogę już tego nie doczekać. Wsparłam nawet wnuczkę finansowo, ponieważ wiem, z jak dużym nakładem pieniężnym wiąże się procedura in vitro.
Czy wcześniej wiedziała Pani, że wnuczka ma problemy z płodnością?
Tak, wnuczka długo starała się o ciążę. Mimo że ma już jedno dziecko, z którym zaszła w ciążę naturalnie, to z powodu choroby Hashimoto i policystycznych jajników starała się o drugie dziecko już od kilku dobrych lat. Jak do tej pory bezskutecznie.
Kiedy i gdzie po raz pierwszy spotkała się Pani z pojęciem „in vitro”?
Pierwszy raz usłyszałam o in vitro w momencie, gdy otworzono w naszym mieście klinikę leczenia niepłodności. Wówczas zrobiło się o tym głośno. Oglądałam również na ten temat reportaż w telewizji.
Czy wie Pani, na czym dokładnie polega ta metoda?
Tak wiem, ponieważ dużo czytam na ten temat i oglądam programy w telewizji.
Kibicowała Pani wnuczce od początku. Wspierała ją Pani, również i finansowo. To piękny gest. Czy Pani zdaniem in vitro powinno być refundowane przez nasze państwo?
Oczywiście, że powinno być refundowane. Od czerwca nie ma refundacji i wiele par nie może mieć z tego powodu potomstwa. Uważam, że to niesprawiedliwe i państwo powinno pomagać wszystkim ludziom w równy sposób, a nie wybierać tylko niektóre grupy społeczeństwa i je wspierać.
Kościół nie uznaje in vitro za metodę leczenia i uważa, że procedura ta prowadzi do zabijania zarodków. Co Pani sądzi na ten temat?
Jestem bardzo religijna, ale uważam, że Kościół nie powinien udzielać się w sprawach świeckich i decydować za matki. Każdy ma własne sumienie i powinien mieć możliwość decydowania o swoim życiu.
„Nikt nikogo nie zmusza do in vitro, ale niech też nikt drugiemu tego nie zabrania.”
Wolny kraj – wolny wybór.
Większa część Pani pokolenia nie popiera metody in vitro. Z czego to Pani zdaniem wynika – z niewiedzy czy raczej z przekonań płynących z wiary i nauki Kościoła?
Moim zdaniem wynika to zarówno z przekonań płynących z nauczania Kościoła, jak i z braku wiedzy na ten temat.
„Starsi ludzie wierzą we wszystko, co mówi się na mszy świętej, nie biorąc pod uwagę wiedzy medycznej.”
Czy uważa Pani, że wnuczka dobrze zrobiła, przystępując do in vitro?
Tak, bardzo dobrze zrobiła. Bardzo pragnęła drugiego dziecka i to była jedyna możliwość. Chciała, żeby starsza córka miała rodzeństwo. Gdyby nie in vitro, nie wiadomo, czy kiedykolwiek doczekałabym się prawnuka.
Czy za czasów Pani młodości również były problemy związane z niepłodnością, tylko się o nich głośno nie mówiło, czy to raczej choroba XXI wieku?
Nie słyszałam o takim problemie w moich czasach. Ja zaszłam w ciążę naturalnie i znajomi w moim otoczeniu również. Wydaje mi się, że wpływ na niepłodność w naszych czasach ma jedzenie, które jest wypełnione chemią, smog i zanieczyszczenie środowiska.
Jak w Pani najbliższym środowisku (wśród znajomych) postrzegana jest kwestia in vitro? Czy w ogóle się o tym mówi?
Nie rozmawiam ze znajomymi na ten temat.
Dlaczego?
Mieszkam wśród osób, które są zagorzałymi katolikami, i wiem, że są przeciwni tej metodzie. Nie znalazłabym z nimi porozumienia w tej kwestii.
Co można zrobić, aby osoby starsze zaczęły akceptować in vitro? Czy to jest w ogóle możliwe?
Państwo powinno zacząć dofinansowywać i popierać in vitro. Wówczas byłoby bardziej popularne i dostępne dla ludzi. Metoda stałaby się czymś oczywistym i nie byłaby kwestią dyskusyjną.
Aż chciałoby się powiedzieć: amen. Takich babć i prababć życzymy wszystkim parom starającym się o dziecko.
Rozmawiała: Paulina Ryglowska-Stopka
Polecamy także:
Takiego finału historii Moniki nikt się nie spodziewał! Warto walczyć do końca
Po 6 latach starań przyszło w końcu szczęście – i to podwójne. Historia bliźniaków z in vitro
In vitro zawiodło ją dwa razy. Teraz Agnieszka wybrała inną metodę. Jaką?
Dodaj komentarz