Już niedługo in vitro przejdzie do historii?

Czy in vitro jest złe? To pytanie pojawia się w głowach nawet tych, którzy się na tę metodę zdecydowali. Wielu pewnie spodziewa się obrony in vitro i z mojej strony – szczególnie że jestem ojcem córki dzięki ivf. Nie chciałbym jednak rozważań sprowadzać do dyskusji ideologicznej. Chciałbym spojrzeć na in vitro bardziej filozoficznie.

In vitro pełne wątpliwości

Nieraz miewałem wątpliwości dotyczące stosowania techniki in vitro. Dałem temu wyraz choćby w tekście poświęconym moim obawom związanym z potencjalnym przyjściem na świat w przyszłości mojego syna. Miewałem także wątpliwości, związane z potencjalnymi konsekwencjami zastosowania tej techniki dla przyszłych pokoleń. Problem szczególnie istotny w Polsce, gdzie piętno IVF w zasadzie uniemożliwia rzetelne zbieranie informacji, późniejszą analizę i prowadzenie badań naukowych.

Z drugiej strony – nikogo, kto zagląda na strony naszego serwisu, nie trzeba przekonywać, że technika ta może być jedyną szansą i jedyną nadzieją dla par starających się o dziecko. Od jej powodzenia zależy wzrost ogólnego poziomu szczęścia na Ziemi. Daje nie tylko nadzieję tam, gdzie jest ona najbardziej potrzebna, ale także realny rezultat w postaci kolejnych urodzonych dzięki niej dzieciom. Jej efektywność jest mierzalna i istotna.

IVF – środek do celu

Peter Watts, autor książek z gatunku fantastyki naukowej (z dużym naciskiem na słowo naukowej), w jednym z wywiadów zapytany, czy uważa, że niektóre technologie są z natury złe, odpowiedział w taki sposób: Sądzę, że wszystko, co nie jest stabilne na długą metę, a mimo tego jest wdrażane długoterminowo, jest z natury złe. Ekonomiczne modele opierające się o nieustannym wzroście w systemie z ograniczonymi surowcami są złe. Ekonomia oparta o surowce kopalne, użyta inaczej niż tylko krótkie wsparcie na drodze do stabilnych źródeł energii, jest zła. I tak dalej.

Przekonanie Wattsa jest mi bliskie. Także w spojrzeniu na technikę IVF.


In vitro nigdy nie było postrzegane jako docelowy sposób rozmnażania homo sapiens. Nikt nigdy nie sugerował, że jest to rozwiązanie finalne i doskonałe. Nikt nie chce, aby in vitro było stosowane przez długi czas i zakorzeniało się jako sposób reprodukcji naszego gatunku.


IVF jest pewnym etapem przejściowym, sposobem radzenia sobie z niepłodnością tu i teraz i tylko kwestią czasu jest opracowanie nowych – lepszych, doskonalszych i mniej uciążliwych metod.

Pieśń przyszłości

Jakie to będą metody? Cóż, nie jestem pisarzem science-fiction. Gdyby odpowiedź na to pytanie była powszechnie znana, to i stosowanie nowej techniki już byłoby przynajmniej na etapie testów klinicznych. Jednakże mając zgadywać, to wskazałbym na przykład terapie genowe, które swój najlepszy czas mają z całą pewnością jeszcze przed sobą. Do tego jeszcze jednak droga daleka. No i nie każdy przypadek niepłodności ma podłoże genetyczne, więc to również nie będzie chwila ostatecznego rozstania z zapłodnieniem pozaustrojowym.

 


Niemniej jednak przyjdzie taki dzień, gdy IVF przejdzie do historii medycyny. Być może zapisze się w niej złotymi zgłoskami, a być może będzie dość zabawnym epizodem, niczym upuszczanie krwi w czasach słusznie minionych.


W niczym to jednak nie zmienia faktu, że tu i teraz nie dysponujemy żadną lepszą i skuteczniejszą metodą poczęcia genetycznych potomków przez wiele par.

In vitro uważam za zło konieczne. Jest bardzo niedoskonałe i nie zawsze jest skuteczne. Ale jest ważnym etapem w drodze do lepszych i skuteczniejszych rozwiązań. Przy wszystkich wątpliwościach, które dotyczą IVF jest ono bodaj najlepszym rozwiązaniem na miarę współczesności. Być może nasze dzieci z in vitro (albo ich dzieci) wypracują lepsze rozwiązania na miarę XXII wieku. Jest to jeden z wielu problemów, z którymi już wkrótce ludzkość będzie się musiała zmierzyć.


PRZECZYTAJ TAKŻE:

https://plodnosc.pl/dlaczego-in-vitro-zawiodlo-poznaj-przyczyny-i-zobacz-co-musisz-zrobic-by-sie-udalo/

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *