Po 17 latach starań, w wieku 43 lat, urodziła syna. O ciąży dowiedziała się tuż przed porodem

Późna ciąża dla jednych kobiet sprawa świadomego wyboru, dla innych – konieczność. To także pytanie, co to znaczy późne macierzyństwo i czy ciąża po czterdziestce to w ogóle coś złego? Beata nie wierzyła już w swoje macierzyństwo i pogodziła się z faktem, że nigdy nie będzie mamą. Po 17 latach, w wieku 43 lat, jej życie się nagle odmieniło – urodziła swoje pierwsze dziecko. Do ósmego miesiąca ciąży nic jednak nie wiedziała? Jak to możliwe?

 Po 17 latach doczekałaś się synka. To szmat czasu. Wierzyłaś jeszcze w macierzyństwo?

Beata: Prawdę mówiąc, już nie wierzyłam, bo zdawałam sobie sprawę, że po czterdziestce ciąże trafiają się kobietom, które mają już dzieci. Jako kobieta, która nigdy w ciąży nie była, raczej nie miałam na to szans. Myślałam, że skoro po trzydziestce, kiedy jeszcze jeździłam po lekarzach i brałam leki, nic z tego nie wyszło, to po 40-tce nie ma się co łudzić.

Zostałaś mamą w wieku 43 lat. Jak podoba Ci się takie późne macierzyństwo?

Bardzo mi się podoba macierzyństwo, choć nie ukrywam, że nie jest łatwo. Nie chcę, by było to odebrane jak narzekanie, ale na pewno w tym wieku nie mam już tyle cierpliwości i siły, co mają młode matki. Jestem szczęśliwa, czuję się spełniona i raduje się moje serce, gdy słyszę 1000 razy dziennie Mamo! O tym mogłam jeszcze 3 lata temu tylko pomarzyć. Dom nabrał innego wyrazu, jest w nim czasami aż za głośno, ale w duchu mnie to cieszy.

Są jakieś minusy?

Minusem jest to, że czasami mam myśli, czy zdążymy naszego jedynaka wychować, bo czas szybko leci i najmłodsi nie jesteśmy. Często jesteśmy brani za dziadków Ksawerego.

Jest to ciąża naturalna. Czy wcześniej starałaś się o dziecko?

Badania przechodziłam zaraz po 30-stce, kiedy zdiagnozowano u mnie niedrożność jednego jajowodu i brak pracy jednego z jajników. Miałam mieć też laparoskopową diagnostykę na ginekologii, ale pod wpływem emocji zawsze dostawałam w szpitalu tak wysokiego ciśnienia, że odsyłano mnie do domu z kwitkiem. Potem jeszcze brałam przez jakiś czas leki przepisywane przez ginekologa, ale nie przyniosło to leczenie żadnego rezultatu, więc z czasem przestałam je brać, tym bardziej że nie czułam się po tych lekach dobrze.

Korzystałaś z metod wspomaganego rozrodu?

 Z żadnych bardziej zaawansowanych metod nie korzystałam.

Dlaczego?

Głównie z powodów finansowych. Poza tym bałam się tej presji i rozczarowania, być może byłam już wtedy na etapie oswajania się z myślą, że matką nie jest mi dane być i dlatego nie brałam tej drogi pod uwagę.

Rozważałaś adopcję? 

Zawsze miałam obawy związane z adopcją, ponieważ nie wiem, czy potrafiłabym być dobrą matką dla obcego dziecka. To decyzja na całe życie. Nie ma już odwrotu. Zdaję sobie sprawę, że mnóstwo dzieci czeka na dom, ale nie wiem, czy dałabym radę przejść z mężem przez te wszystkie procedury, dlatego tę ewentualność odsuwałam od siebie. Poza tym znam przypadki trudnych adopcyjnych dzieci i to też mnie w jakiś sposób do tej decyzji zniechęcało.

Ciąża była dla ciebie ogromnym zaskoczeniem. Do ósmego miesiąca o niej nie wiedziałaś. Jak to możliwe? Nie miałaś żadnych objawów?

Gdybym była okazem zdrowia, to zapewne szybciej zorientowałabym się, że coś jest nie tak. Mam sporą nadwagę i dość duży brzuszek, więc nie zauważyłam niczego „innego”. Ponadto od wieków miałam nieregularne cykle, a przez problemy z tarczycą brak miesiączki przez dłuższy okres czasu był u mnie normą, dlatego jej zanik od czerwca do stycznia mnie za bardzo nie zdziwił. Większość ubrań mam na gumce, więc rosły razem ze mną. Teraz sobie przypominam, że czułam lekkie bulgotanie w brzuchu, ale myślałam, że to jelita. Mały naprawdę nie był bardzo ruchliwy. Dopiero jak bardzo spuchły mi nogi w kostkach, do tego stopnia, że nie mogłam dopiąć butów, to pomyślałam, że pora wybrać się do lekarza rodzinnego, bo to nie było normalne.

Jaka była twoja pierwsza reakcja, gdy dowiedziałaś się, że to ciąża?

Już dokładnie nie pamiętam, jak wpadłam na to, by kupić test ciążowy, ale zrobiłam to w tajemnicy przed mężem. Pamiętam, że był to koniec stycznia 2015 roku. Mąż oglądał telewizję, a ja w łazience zrobiłam test i jak z torpedy od razu wyskoczyły mocne dwie krechy. Poczułam wtedy takie wypieki na twarzy, że od razu zmierzyłam ciśnienie. Pokazałam mężowi wynik 240/110, a ten zapytał, co znowu wymyśliłam, że mam takie ciśnienie. Pokazałam mu test, nie za bardzo zaskoczył, o co chodzi, więc mu powiedziałam, że chyba jestem w ciąży. Widać było, że nie bardzo do niego to dotarło. Tej nocy w ogóle nie spaliśmy, oboje przewracaliśmy się po łóżku aż do rana. Z jednej strony się bardzo cieszyłam, ale z drugiej przez głowę ciągle przewijała mi się myśl, czy maleństwo jest zdrowe, bo przecież nie byłam pod żadną opieką lekarską, nie robiłam żadnych badań.

Niektóre kobiety uważają, że dopiero po 40. roku życia można tak naprawdę cieszyć się z dojrzałego macierzyństwa? Zgadzasz się z tym?

Coś w tym jest, bo człowiek już swoje przeżył i może się skoncentrować na przeżywaniu macierzyństwa w sposób dojrzały. Samo doświadczenie życiowe pomaga tu bardzo. Wprawdzie wiele rzeczy robię na wyczucie i okazuje się potem na szczęście, że to były słuszne decyzje. Znam też inne mamy, służące dobrą radą w razie potrzeby.

„Ciężko było po tylu latach życia we dwoje przestawić się na inne tory, że teraz wszystko należy podporządkować tej małej istocie i nawet zwykłe wyjście do sklepu po bułki to nie lada wyczyn.”

 Jaka była reakcja twojej rodziny i znajomych na wieści o ciąży?

Niedowierzanie i radość, choć zapewne też i obawy, o których nikt mi nie mówił, ale ja wiem, że były, bo sama je miałam. Na drugi dzień, zaraz po tym jak zrobiłam test, moja koleżanka umówiła mnie w szpitalu na badanie usg, by potwierdzić ciążę. Leżałam podpięta do ktg, gdy zadzwoniła moja mama. Nie odebrałam i oddzwoniłam później, gdy czekałam na dokumentację. Nie wytrzymałam i powiedziałam jej przez telefon, że jestem w ciąży.

 Jak  na to zareagowała?

W słuchawce zapanowała cisza.

„Potem mama powiedziała mojemu ojcu, że „Beatka jest w ciąży”, a mój ojciec zapytał, „czyja Beatka?” (śmiech), co świadczy o tym, że nikt nie brał mnie po tylu latach pod uwagę jako matki.”

Pierwszą osobą, która dowiedziała się o moich podejrzeniach, była moja bratowa, mama dwójki dzieci, do której zadzwoniłam zaraz po tym, jak zrobiłam test. Chciałam się dowiedzieć, czy pozytywny wynik testu oznacza tylko ciążę, czy może wskazywać na coś jeszcze. Bratowa stwierdziła, że potwierdza raczej ciążę, ale słyszała też, że niektóre choroby kobiece również mogą dawać pozytywny wynik testu. Jednak po opisie moich objawów stwierdziła ze śmiechem, że raczej jestem w ciąży.

Ciąża po 40-tce to ciąża wysokiego ryzyka. Jak ty ją znosiłaś?

Nic nie robiłam, bo nie wiedziałam do ósmego miesiąca, że jestem w ciąży. Do szpitala trafiłam 2 lutego, ze względu na białko w moczu i wysoki cukier. Te badania zlecił mi zrobić lekarz, który robił mi pierwsze usg i jak się okazało, że wyniki są złe, to od razu zadzwoniłam do tego ginekologa, u którego lata temu się leczyłam. Kazał od razu jechać do szpitala, więc po drodze wzięłam od niego skierowanie i trafiłam na patologię. To było w poniedziałek wieczorem, a w środę 4 lutego 2015 r. o 13:25 mały był już na świecie, bo groziła mu zamartwica. Dobrze zrobiłam, że pojechałam właśnie do tego szpitala, bo tam na neonatologii uratowali nam dziecko.

Rodziłaś w sposób naturalny czy poprzez cięcie cesarskie?

Rodziłam przez cc ze znieczuleniem w kręgosłup. Gdy zaczęłam narzekać, że dziecko się prawie nie rusza, to zdecydowano ciąć w 34. tygodniu. Synek dostał 9 punktów, ważył 2850 i mierzył 53 cm. Przez dwa dni był na wspomaganiu oddechowym i brał antybiotyk przez 7 dni. Ja wyszłam ze szpitala po 3 dniach, a mały był tydzień dłużej.

 

Ile lat ma Wasz syn?

Za miesiąc Ksawery będzie miał 3 lata.

Rozmawiała: Paulina Ryglowska-Stopka

POLECAMY TAKŻE:

“Po 10 latach starań usłyszałam bijące serduszko”. Co pomogło Magdzie?

“Po 10 latach starań usłyszałam bijące serduszko.” Co pomogło Magdzie?

 


Autorka książki (jako Laura Lis) "Moje in vitro. Historia prawdziwa", w której pisze, że cuda się zdarzają i nigdy nie należy tracić nadziei.
Komentarze: 1

Ja Wiele lat zmagam sie z nieplodnoscia, podchodzilam do invitro 8razy na przestrzeni 6 lat. Nawet, choc nigdy nie do konca pogodzilam sie, ze zycie i bez dziecka moze istniec. Zmienilam szpital, lekarza, zaszlam w ciaze po drugiej probie z komorka dawczyni. Kiedy poszlam na test ciazowy z krwi nie moglam uwierzyc, ze w koncu zaszlam w ciaze. Przezylam szok, duza piekna beta, wydanych mnostwo pieniedzy. Zaczelam zyc jak we snie. Zamiast sie cieszyc ogarnela mnie panika, leki, strach, neurotycznosc wrecz, ze sobie nie poradze, ze co ja zrobilam, nie chcialam tego czegos w srodku. czytalam o aborcji, plakalam, bylam w szoku. jednoczesnie gdzies tam czulam spokoj, swiat wygladal tak samo, mam wsparcie meza, wszyscy sie cieszyli, a ja nie wiem dlaczego, pograzylam sie w strachu. Tle dylematow, urojonych problemow. Wychodzialm na usg co tydzien, wszystko dobrze, az zaczelam sie sabotazowac. mialam brac tabletki, ale postanowilam sie pobawic w Boga, nie bralam ich w nadzieji, ze dziecko samo sie utrzyma, co ma byc to bedzie. To wszystko podyktowane strachem, ktory rozlozyl mnie na lopatki. wmowilam sobie, ze jednak nie chce dziecka. czytalam o porodach, o niechcianych dzieciach, o roznych psychozach matek, ale niektore daly rade, niektore wrecz niekochaja swoich dzieci.to bylo straszne, nie chcialam tego, zaczelam sie z tym utozsamiac. internet to kopalnia wmowilam sobie, ze juz mi bylo lepiej w zyciu….ale jak dowiedzialam sie w 11 tygodniu, ze serce nie bije, to umarlam. Nie chcialam w to uwierzyc, po tylu latach, staraniach, konsekwencje, ze nie ma dzidziusia ze mna byly gorsze niz wyobrazanie sobie, ze sie go nie chce. Moj maz jest przy mnie, wszyscy mi wspolczuja. Wyrzucialm szanse do kosza, a najgorsze jest to, ze mimo wszystko chcialabym sie cieszyc dzieckiem, ale ciagle wymyslam sobie problemy podyktowane strachem. Moge miec kolejna probe, ale nie wiem czy dam rade. to czy zasluguje to odrebny temat. Chcialabym miec kojena szanse, ale czy ja przetrwam? nigdy, przenigdy nie sadzilam, ze mozna sie tak poczuc w upragnionej ciazy, ze mozna sobie zniszczyc marzenia na szczescie, bo sie nie podolalo psychicznie. Nie sadzilam, ze jest to mozliwe.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *