Dobrze mieć złe wspomnienia, bo to przepis na szczęście

Podziwiam cię, że w ogóle jeszcze potrafisz o tym pisać. Ja już prawie o wszystkim zapomniałam – powiedziała żona, gdy się poskarżyłem, że nie mam pomysłu na kolejny felieton. Niegdyś Ingrid Bergman zapytana o przepis na szczęście odpowiedziała, że to dobre zdrowie i krótka pamięć. Czy miała rację?

Faktycznie, coraz więcej wspomnień się zaciera. Nie czepiam się ich kurczowo. Myślę, że nie warto poświęcać teraźniejszości, aby nurzać się we wspomnieniach. W istocie to przecież ta przeszłość doprowadziła nas do tego, co jest dziś i na tym dziś należy się skoncentrować.

Dla wspomnień czynię kilka wyjątków. Pierwszym jest pisanie felietonów. Wyjawię swoją małą tajemnicę. Jednym z pozytywów mojej niepłodności było założenie bloga. Dzięki temu odkryłem na nowo, że lubię pisać i potrafię robić to z pasją. Lubiłem to już w podstawówce, lubiłem w liceum.  I lubię nadal, szczególnie gdy piszę o czymś, co nie jest mi obojętne.

Jest w tym namiastka misji, jakiegoś większego celu do realizacji, podzielenia się sobą, ale nade wszystko miłość do pisanych słów, do formy i treści. Dlatego też niekiedy odwołuję się do mojego bloga, który jest największym zbiorem naszych staraczkowych wspomnień w drodze ku szczęściu.

Dobrze mieć złe wspomnienia

Drugi wyjątek to chwile, gdy coś w moim życiu idzie nie tak. Coś się nie układa, pokłóciłem się z żoną, w pracy wysyłają mnie w delegację, na którą nie mam najmniejszej ochoty, złamał mi się kolejny ząb. Wówczas wracam do tych chwil sprzed dwóch lat i myślę sobie: Phi, to ma być problem? Tamto to był problem. Nawet jeśli stanę się łysy i szczerbaty, to moja sytuacja i tak będzie znacznie lepsza niż wówczas, ponieważ tuż za ścianą właśnie śpi moje 82 cm i 10 kg szczęścia.

Myślę, że dobrze jest mieć złe wspomnienie. Najlepiej jeśli przy tym przerodziło się ostatecznie w coś pozytywnego. Trudną historię, która się szczęśliwie zakończyła, właśnie po to, aby zyskać właściwy punkt odniesienia. Coś, do czego można wracać, aby aktualne problemy mogły uzyskać bardziej realny wymiar. Nie chodzi o bagatelizowanie obecnych trudności, ale o ich niewyolbrzymianie. Diagnoza niepłodności i niełatwa droga przez IVF jest dla mnie takim właśnie punktem odniesienia.

Wreszcie trzecia sytuacja, kiedy sięgam wspomnieniami do przeszłości, to trudniejsze chwile rodzicielstwa. Dziecko płaczące w nocy, bo ząbkuje. Dziecko wymiotujące. Dziecko domagające się uwagi i marudzące po ciężkim dniu. Później próba przypomnienia sobie w pracy, jak się nazywam albo, co ważniejsze, loginu i hasła do systemu. Wtedy także sięgam pamięcią do tych trudnych dni, kiedy DZIECKO brzmiało jak nieosiągalne marzenie.

Rozumiem więc rodziców, którzy wspominają, jakie to łatwe i przyjemne było życie bez dzieci. Jednocześnie zawsze sobie myślę, że jest tak wiele par, które oddałyby wszystko, co mają, aby mieć takie właśnie problemy. I wówczas jest łatwiej.

Dobra pamięć często się przydaje, ale bywa przekleństwem. Ja się cieszę, że część wspomnień ulega powolnemu zatarciu i mam komfort zapominania. Niemal sam sobie tego zazdroszczę.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *