„Ciszej, po co tak głośno o tym mówić!” Reakcje na naszą adoptowaną córeczkę

„Ja to bym nie adoptował/a, bo wszyscy dookoła by mnie wytykali palcami” – przyznam, że zajęło mi dobrą chwilę, zanim otrząsnęłam się z szoku, w jaki powyższe sformułowanie mnie wpędziło. Reakcje ludzi na wiadomość, że w rodzinie pojawi się adoptowane dziecko potrafią być w równym stopniu i dziwne, i niezrozumiałe, i śmieszne, i bardzo przykre. Ale także bardzo pozytywne. A jak to było u nas?

Jestem świeżo upieczoną mamą adopcyjną, chociaż formalnie nie powinnam tak siebie określać. Póki co sprawujemy z mężem pieczę nad małoletnią (ach, ta prawnicza nomenklatura… nawet macierzyństwo potrafi ująć w paragraf!), a nawet bardzo małoletnią, bowiem nasza pociecha urodziła się w tym miesiącu. W związku z tym wiele rzeczy jest dla nas nowych. Uczymy się nie tylko siebie nawzajem i swoich ról w trójkącie (oby nie Bermudzkim) mama-tata-córka, ale też funkcjonowania w społeczeństwie jako pełna rodzina. Społeczeństwie, które potrafi być w równym stopniu wyrozumiałe, jak i bardzo podłe w tej kwestii…

My i nasi bliscy – adopcja budzi różne emocje

Pewien znajomy skwitował niedawno moje adopcyjne plany takim oto zdaniem: „Ja to bym nie adoptował, bo wszyscy dookoła by mnie wytykali palcami”. Przyznaję, zajęło mi dobrą chwilę, zanim otrząsnęłam się z szoku, w jaki powyższe sformułowanie mnie wpędziło. Nawet nie dlatego, że było w nim coś oburzającego. Nic z tych rzeczy. Owego znajomego nikt na szczęście do adopcji nie zmusza ani też nie odbiera mu prawa do takiego sceptycyzmu. Szok zaś spowodowany był tym, że ja w ogóle w taki sposób nie myślałam o przysposobieniu dziecka.

Owszem, ciekawiło mnie, jak to się mówi, „co ludzie powiedzą”. Spodziewałam się niezdrowej ciekawości, może braku zrozumienia, ale nigdy ostracyzmu. I póki co można uznać, że się nie pomyliłam. Otoczenie przyjęło naszą córeczkę bardzo życzliwie, choć niektórzy z niemałym zaskoczeniem – bo też nie wszystkich uprzedzaliśmy, że staramy się o dziecko tą drogą.

Wśród pozytywnych reakcji łatwo wyróżnić cały katalog zachowań. Znajdzie się wśród nich zarówno niespodziewane wsparcie, jak i potwierdzenie stereotypów krążących w społeczeństwie na temat adopcji.

Adoptowaliśmy! „Ciszej, po co tak głośno o tym mówić…”

Wypada zacząć od najbliższej rodziny. Nasza od początku była wtajemniczona w całą procedurę, a rodzice od czasu do czasu nieśmiało dopytywali się, kiedy wreszcie przybędzie ten wyczekany wnuk. W dniu, w którym poznaliśmy córeczkę, teściowa dzwoniła do męża przynajmniej kilkanaście razy. Najpierw dlatego, że chciała wiedzieć WSZYSTKO o małej – nawet to, czego jeszcze nie ustalili nawet lekarze; potem informowała o zdobyciu ubranek i innych drobiazgów, a na końcu udzielała tysiąca rad odnośnie pielęgnacji niemowląt.

Mój tata, choć bardziej powściągliwy w wyrażaniu emocji, co chwilę przysyłał wiadomości z pytaniem, czy już może przyjść zobaczyć kruszynkę. Poza tym, co tu dużo ukrywać, jedni i drudzy dziadkowie wsparli nas finansowo podczas kompletowania wyprawki.

Ciekawsze były reakcje sąsiadów. Akurat w naszej klatce mieszkają ludzie starsi od nas średnio o jedno pokolenie, więc w ich pojmowaniu adopcji pokutują jeszcze mity sprzed kilku dekad. Sympatyczna pani z piętra niżej prawie siłą wciągnęła mnie do mieszkania, gdy wchodziłam z małą po schodach. Kiedy opowiedziałam jej, co i jak, konspiracyjnym szeptem doradziła: „ale cicho, po co tak głośno o tym mówić! Przecież nikt nie musi wiedzieć, że ona jest adoptowana”. 

Drudzy sąsiedzi z kolei bez ogródek przyznali, iż już dawno się zastanawiali, co jest z nami nie tak, że tyle lat po ślubie jeszcze nie mamy dziecka: „bo wie pani, my tu już tak z żoną rozmawialiśmy, że czas leci, a wy nic…”. I oczywiście dodali (wiedziałam, że to sformułowanie padnie, tylko nie byłam pewna, kiedy i z czyich ust), że „po adopcji to często kobiety w ciążę zachodzą, więc trzeba być dobrej myśli”. Słyszałam to już tyle razy w trakcie starań, że nawet nic się we mnie nie zagotowało. Podziękowałam z uśmiechem za gratulacje, zostawiłam kawałek tortu i wróciłam do siebie.

Ze strony pracodawców oboje spotkaliśmy się z dużym zrozumieniem. Mąż po raz pierwszy w życiu wykorzystał urlop na żądanie, kiedy z dnia na dzień dowiedzieliśmy się o terminie sprawy o pieczę. Nie doświadczył z tego powodu żadnych nieprzyjemności. Moje szefostwo, zresztą poinformowane z wyprzedzeniem, że planujemy adopcję, wypytało o córeczkę i zapewniło, że ze wszystkim sobie poradzimy. Uzyskałam też od przełożonej kilka praktycznych porad dotyczących urlopu macierzyńskiego.

Dla przyjaciół adopcja to żaden problem

Przyjaciele oszaleli na punkcie małej. Przez pierwsze kilka dni dosłownie drzwi nam się nie zamykały, a do odbierania telefonów przydałaby się sekretarka. Nawet dwaj najbliżsi kumple męża, bezdzietni kawalerowie, natychmiast odnaleźli się w roli wujków. Jeden przyjechał skręcać łóżeczko, drugi od razu umówił nas ze swoją mamą, która jest położną. Nie ma co się nad tym dłużej rozwodzić, po prostu wszyscy przyjęli malutką jak kolejną członkinię naszego grona. I już.

Dalsze otoczenie nadal informujemy. Przeważają reakcje typu „a ja też znam kogoś, kto adoptował. Jejku, jakie te dzieciaczki kochane!” Pojawiają się również pytania o procedurę: przebieg kursu, pierwsze spotkanie z dzieckiem, prawne konsekwencje adopcji itd. W odpowiadaniu na nie bryluje mój mąż, któremu najwyraźniej spodobało się stanowisko eksperta.

Śmiało mogę zatem uspokoić wątpiących: póki co nikt nas palcami nie wytyka. Nikt nie każe się z niczego publicznie tłumaczyć ani nie zrywa z nami kontaktów.

Wręcz przeciwnie. Doświadczamy każdego dnia tyle ludzkiej życzliwości, że wystarczyłoby jej jeszcze dla kilku rodzin adopcyjnych.

Tekst: Gosia

autorka bloga Takie tam stożki… , gdzie pisze nie tylko o adopcji, ale także o kobiecych zachwytach i polskich narzekaniach. 


Polecamy także:

Czy mama adopcyjna może karmić piersią?

 

 

19 faktów i mitów na temat adopcji

 

 

Czy z adopcją dziecka rzeczywiście trzeba się “pogodzić”

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *