Poszłam na spotkanie „Obudź w sobie życie”. Zawsze przecież mogę po prostu wyjść, jeśli mi się nie spodoba – pomyślałam. Nie wyszłam… Zapraszamy na kolejny wpis z cyklu: „Z pamiętnika Edyty”.
Sierpień 2018, Obudzić w sobie życie…
Już od wejścia zostałam zaskoczona pytaniem: „Pani na konferencję?” „Tak” „To zapraszamy na piętro X”… O rety! Czyli jestem gościem na konferencji, a nie jakiegoś podziemnego zlotu kobiet chorych na wstydliwą przypadłość. Dodało mi to odwagi i jakieś 2 cm wzrostu. Swoją drogą ciekawe, dlaczego niektóre ośrodki nazywają się często jakimiś centrami macierzyństwa, zamiast wprost: leczeniem niepłodności.
Idąc dalej, spotkały mnie uśmiechnięte oczy organizatorek i przyjazne uściski dłoni.”Jak tu miło” – pomyślałam.
Sala była już wypełniona kolorowymi balonami i kobietami: młodymi, pięknymi, bardzo zwyczajnymi: takimi, które spotkasz w biurze, urzędzie albo na koncercie – uśmiechały się, piły kawę i dyskutowały – no tak! Przecież niepłodności nie widać. Było ich zaskakująco dużo. Nic nie wskazywało na to, że pod tą powłoką kryją się dziesiątki złamanych (czasem wielokrotnie, kobiecych serc).
Zaczęła Sylwia – organizatorka spotkań i pomysłodawczyni portalu plodnosc.pl. Przy 3-4 zdaniu i słowach „wiem, czym są ciąże koleżanek” nie udało mi się powstrzymać łez, zresztą nawet jakoś mocno się nie starałam, zauważyłam, że „szklane oczy” zrobiły się większości z nas, a kilka już otwarcie pochlipywało.
Nagle na swojej dłoni poczułam inną dłoń – to kobieta siedząca obok uścisnęła moją rękę – jak się później okazało – jedna z ekspertek prowadzących warsztaty. Mały-wielki gest – tylko i aż tyle wystarczyło, żeby mnie wesprzeć, pokazać „nie jesteś sama”, bez litowania się, współczucia, zbędnych słów. (Dziękuję Pani Moniko!) Myślę, że w kilka sekund nauczyłam się więcej o uścisku czyjejś dłoni, niż przez ponad 30 lat życia.
Potem były prelekcje. Dietetyk, seksuolog, embriolog, ginekolog… kto nie chciał pytać i dyskutować na forum, mógł to zrobić podczas przerw. Część z nich też zmaga się lub zmagało z problemem niepłodności – nikt nie patrzył na mnie z góry, z wyższością. Ubawiłyśmy się też po pachy, „testując” wibratory i kulki do ćwiczenia mięśni Kegla. Kto inny zwróciłby uwagę na taki „drobiazg” jak libido niepłodnej? Dyskutowałyśmy o wykluczeniach z diety, o skuteczności suplementów na męskie nasienie – takie tam – babskie sprawy.
Podczas warsztatów okazało się, że większość z nas czuje to samo, że nie jesteśmy same, że są nas dziesiątki, że targają nami te same emocje… To nie to samo co pisać z avatarem na forum. Naprzeciwko Ciebie siedzi człowiek, też płacze, też zastanawia się, dlaczego ja, też codziennie toczy walkę z chorobą i samym sobą. Po tym spotkaniu poczułam się silna – i mimo że z żadną z osób nie utrzymuję dalej kontaktu, nie mogę się doczekać kolejnych takich warsztatów!
Jest taki napis w jednej z Klinik leczenia niepłodności: „Jesteśmy dumni z naszych pacjentów”… wtedy (po warsztatach) pierwszy raz od dawna poczułam się dumna z tego, że walczę i jak walczę.
A to wszystko przed drugą procedurą in vitro
Warsztaty zbiegły się z rozpoczęciem drugiej procedury. Już na początku wszystko nie szło jak trzeba. Tym razem miał być krótki protokół, ale torbiel na jajniku wydłużyła termin rozpoczęcia stymulacji o cały cykl. „Phi!” Pomyślałam „standard”. Już wiem, że nic przecież nie musi iść po mojej myśli i na każdym z etapów może się coś „wysypać”. Trudno. Przekładam więc terminy u Klientów i martwię się o kolejny miesiąc, przecież nikt dokładnie nie wie, kiedy dostanę okres i jak tym razem będę się stymulować. Brak kontroli – kolejna stała w leczeniu niepłodności – witaj! Dawno nie miałyśmy kontaktu. Tym razem nie mam potrzeby rozmawiania o tym z nikim ani wirtualnie, ani w realu. Tak naprawdę to w ogóle nie przykładam do tego zbyt dużej wagi, nawet Pan Mąż się dopomina:
– A ty nie byłaś dziś czasem na usg? Nic mi nie mówisz?
– … eeee… faktycznie, zapomniałam
Dopiero po punkcji muszę zająć się sobą. Mam bardzo dużo komórek 2 razy więcej niż przy pierwszej procedurze. Dwa dni zostaję w domu i śpię. Godzinami. W różnych pozycjach. Trochę boli, ale najważniejsze, żeby nie było „hiperki”. Bóle się uspokajają, ja wracam do pracy i planuję jakiś urlopik. Jak wrócę, zajmę się transferem (świeży odwołany) – na razie WAKACJE!
Przeczytaj wszystkie odcinki „Z pamiętnika Edyty” >>>TU
POLECAMY TAKŻE:
Ty na wakacjach, a głowa nadal w klinice. Dlaczego rada “wyluzuj” nie działa?

Ania
2018-11-22 12:06Pani Edyto, zagladam od 2 miesiecy w oczekiwaniu co u Pani.
IvonaIlona
2018-10-19 20:41Cieszę się Edytko że wróciłaś bo uwielbiam czytać Twoje wpisy i relacje bo jest to bardzo bliskie mojemu sercu i życiu które liczę od transferu do transferu a po drodze milion przeszkód i ciągłe czekanie na coś, pisz proszę częściej. W dniu kiedy odkryłam Twojego bloga przeczytałam go całego jednym tchem. Powiedz proszę czy jesteś prawdziwą osobą z krwi kości i to co opisujesz to Twoje realne życie, czy też Twoje historię i opowieści piszą administratorzy, redaktorzy strony płodność pl ? Pozdrawiam serdecznie