z pamietnika edyty kolejne in vitro przygotowania nieplodnirazem

Z pamiętnika Edyty: “Nie zrezygnuję!” – przygotowania do in vitro (odc. 16)

Ostatnio uświadomiłam sobie, że nie jestem w stanie nawet oszacować liczby wkłuć i zastrzyków na moim ciele na przestrzeni ostatnich 2 lat. Jednak nie żal mi siebie ani mojego ciała, wiem, że robię to, co trzeba. 

Zapraszamy na kolejny wpis z cyklu: “Z pamiętnika Edyty”Nasza bohaterka opisuje swoją drogę niepłodności. Będzie o wzlotach i upadkach, związku, walce, małych radościach i wielkich smutkach. Aż w końcu – będzie o in vitro i staraniach o ukochanego malucha. Czy im się uda?

<<< Ostatni wpis


Gdańsk, 10.2017 r., Gdy chcemy znowu walczyć

W moim rodzinnym mieście ruszył projekt dofinansowywanego IVF. Wiedziałam o tym już wcześniej, przed ostatnim transferem – miał być planem B, chociaż tak naprawdę to jest już chyba Z lub Ź. Pierwsza wizyta odbyła się kilka dni po ostatnim niepowodzeniu. Poszliśmy na nią oczywiście w nastroju burzy, pokłóciwszy się uprzednio o sposób w jaki zaparkowałam auto. Być może to było powodem tego, że mąż prawie się nie odzywał, czego nie omieszkałam mu wytknąć i nazwać „statystowaniem przy leczeniu”.

Znowu próbujemy…

W nowej klinice ściany wypełnione są zdjęciami noworodków, a poczekalnia tłumnie okupowana przez pary mające nadzieję na uzyskanie pomocy. O! Widzę znajomą z poprzedniej pracy, ale obie zgrabnie udajemy, że się nie widzimy, bo o co możemy zapytać: „Co u Ciebie?” Skoro spotykamy się w takim miejscu, to każdy wie, jak jest.

Na czas wizyty zbieram w sobie 200% siły. Przedkładam cały segregator dokumentacji medycznej, opowiadam, dyskutuję, zadaję pytania. Lekarz bardzo przypadł mi do gustu, wnikliwie analizuje wszystkie dokumenty i uważnie mnie słucha. Nie spieszy się. Mówi, że przy moich współistniejących chorobach zapładniałby wszystkie komórki. Pierwszy raz od dawna znów czuję radość i nadzieję na wizycie: nadzieję, że to będzie już ostatnia procedura.

Entuzjazm opada, kiedy dowiadujemy się, że część badań trzeba powtórzyć, a część „dorobić”. Maż jest honorowym dawcą, więc część zrobi za darmo, ale i tak trzeba wyłożyć średnią pensję krajową na pozostałe.

Szukamy najtańszej opcji. Dofinansowanie nie obejmuje badań, zwłaszcza przed zakwalifikowaniem się do programu dofinansowania. A co jeśli się nie zakwalifikujemy? Zameldowani jesteśmy, co prawda nadal w mieście, ale z informacji na forach i grupach słyszę, że miasto mocno to weryfikuje, żąda innych dokumentów, PIT-ów, zaświadczeń… Odsuwam teraz te myśli, nie jestem na nie gotowa.

Niepłodność: przygotowania do procedury in vitro

Niestety, część specjalistycznych badań takich jak kariotypy musimy zrobić w klinice. Młoda Pani w laboratorium nie może znaleźć odpowiedniej żyły, a z tej, w którą się wkuła, nic nie leci… Widzę, że się denerwuje, więc to ja ją uspokajam, tłumaczę, że to przez zrosty od licznych pobrań, żeby była spokojna, że nie będę mdlała. Czy to nie ona powinna uspokajać mnie? W konsekwencji Pani woła przełożoną, a ta nie bez trudu znajduje miejsce do wkłucia. Ostatnio uświadomiłam sobie, że nie jestem w stanie nawet oszacować liczby wkłuć i zastrzyków na moim ciele na przestrzeni ostatnich 2 lat. Jednak nie żal mi siebie ani mojego ciała, wiem, że robię to, co trzeba.

Kiedy zrobiliśmy już „co trzeba”, odstawiłam segregator w kąt. To wtedy postanowiłam zapomnieć na kilka tygodni o niepłodności i zabawić się, jak wcześniej – sprawdź >>> całość w odc. 15.

Teraz umówiliśmy w końcu drugą wizytę, w zasadzie to Mąż mnie do tego zmotywował. Ja nie miałam siły odebrać wyników – baaa nie interesowałam się nawet tym, kiedy będą. Przez chwilę zastanawiałam się nawet, czy w ogóle chcę podchodzić do 2 procedury, a raczej czy chcę ją „przechodzić”. Za pierwszym razem stymulacja była czasem oczekiwania i nadziei a teraz?

Musiałam wrócić do nieszczęsnego segregatora i z powrotem poukładać w nim dokumenty, które lekarz wyjął sobie do skserowania. Tak, to zdjęcie USG z niebijącym już sercem też tam jest. Pomyślałam, że razem z nim również część mojego przestała bić na zawsze.

Zawsze już chyba będę pamiętać słowa lekarza „może z nim Pani zrobić, co zechce”. A co innego mogłabym zrobić? Zniszczyć? Przecież to część mojej historii – smutnej, ale mojej. Płaczę nad nim kilkanaście minut i oczywiście uważam, żeby łzy nie zalały cennych papierów. Potem wycieram je rękawem, zbieram się do kupy. Planuję, jak wyrwać się z pracy, żeby odebrać wyniki, spisuję listę pytań i prośbę o recepty na kartce. Na „moim forum” wysłałam zapytanie o badania immunologiczne – teraz mi głupio, że przez ten czas w ogóle tego nie ruszyłam. Jestem teraz smutniejsza niż kiedykolwiek, na pewno grubsza i mam już chyba tylko połowę serca, ale nadal idę, żeby osiągnąć cel – choć było już tak blisko, żeby zrezygnować. Nie wolno mi zrezygnować, jeszcze nie teraz.


Polecamy także:

Badania krwi, które musisz zrobić w trakcie leczenia niepłodności

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *