Adopcja po polsku - reportaż, który ściska za serce

Adopcja po polsku – reportaż, który ściska serce

Adopcja nie jest prostą drogą do macierzyństwa i nie wszystkie pary są na nią gotowe. Nie wszystkie zdają sobie także sprawę, że ich oczekiwania względem dziecka nie będą w stu procentach spełnione. Jak podają statystyki, z roku na rok liczba adopcji rośnie, choć w 2017 r. ponad sto dzieci zostało oddanych z powrotem do ośrodka. O tym, jak wygląda adopcja, opowiada reportaż „Adopcja po polsku”.

Początek ściska serce. W salach pełnych dzieci nie słychać płaczu, panuje smutna cisza. Bo choć dzieci są zadbane, przewinięte i nakarmione, nie mają tego, co dla nich najważniejsze: miłości rodziców.

Dorota Polańska, dyrektor Interwencyjnego Ośrodka Adopcyjnego w Otwocku mówi: 99 proc dzieci, które tu przebywają, a trafia do nas około setki dzieci rocznie, miało mamy biologiczne, które nigdy nie były u lekarza. Nie dbały o ciążę, nie pragnęły dziecka, nie czekały na to dziecko. Te dzieci reagują ciszą. Dziecko w pewnym momencie rozpoznaje, że nie ma, po co płakać. I to jest nasz największy strach – dzieci uciekające od kontaktu, bojące się wiązać z drugim człowiekiem.

Dom dziecka nigdy nie pustoszeje

Do ośrodka w Otwocku trafiają dzieci zaraz po urodzeniu. Około setki rocznie. To tu czekają na lepszy los. Muszą jednak spędzić tu trochę czasu, zanim przytulą je nowi rodzice – bo choć ich biologiczna mama już raz powiedziała, że ich nie chce, dostaje kolejną szansę. Kobieta po porodzie ma sześć tygodni na zmianę decyzji. W tym czasie dzieckiem opiekują się pielęgniarki w ośrodku. Na jednej zmianie w otwockim ośrodku jest ich pięć, łóżeczek – dwadzieścia.

Choć co roku tysiące dzieci trafiają do domów dziecka, z roku na rok rośnie również liczba par, które decydują się na adopcję. Wśród nich są zarówno pary, które z powodu niepłodności nie mogą mieć swojego dziecka, jak i takie, które mają już swoje biologiczne potomstwo.

Adopcja – z miłości, a nie z desperacji

Bohaterkami reportażu są dwie kobiety, które przez lata starały się o swoje dziecko, niestety bez skutku. Z macierzyństwa jednak nie chciały rezygnować. Gabriela Mierzwiak adoptowała dwie córki. I jak mówi, zawsze czuła, że jest gotowa na adopcję i że w jej przypadku nie była to ostateczność, ale wspaniała alternatywa. Karolina Borowik z kolei jest adopcyjną mamą córki i syna. – Zawsze marzyło nam się malutkie dziecko. Byliśmy młodym małżeństwem, a ja byłam tak spragniona tego naturalnego macierzyństwa – tych pieluszek, ubranek i słodkich śliniaczków… – mówi.

Choć żadna z nich nie miała jakichś szczególnych warunków i wymagań co do dziecka – Gabriela przyznaje, że nie była gotowa z mężem na przyjęcie dziecka niepełnosprawnego. Zanim zostały zakwalifikowane do programu, musiały przejść drogę przygotowań, testów i wielu spotkań ze specjalistami współpracującymi z ośrodkiem. – Od momentu zgłoszenia się do ośrodka i pierwszej wizyty czekaliśmy dokładnie dziewięć miesięcy na córeczkę. Właściwie trwało to tyle, co ciąża – śmieje się Karolina.

Adopcja – jak to wygląda w praktyce?

Rodzina, która chce adoptować dziecko, jest bardzo dokładnie sprawdzona przez ośrodek adopcyjny, do którego się zgłasza.

Jak mówi Monika Jagodzińska z Towarzystwa Przyjaciół Dzieci w Warszawie, osoby, które się zgłaszają na rodziców adopcyjnych, bardzo często mają poczucie krzywdy, straty, żalu. Większość z nich przychodząc do ośrodka adopcyjnego myśli, że będą mogli przysposobić dziecko, które będzie podobne do ich dziecka biologicznego – takiego, które mogliby urodzić. 

Tymczasem przyszli rodzice adopcyjni poddani są licznym testom i muszą odpowiedzieć na wiele pytań, na podstawie których pracownicy OA budują w pewnym sensie obraz psychologiczny pary. – Po jakimś czasie spędzonym na przygotowaniach ci ludzie już chyba wiedzą, jakie dziecko mogą nam powierzyć – mówi Karolina.

Rodzice muszą jednak spełnić także formalne wymagania. Muszą mieć pracę, mieszkanie, ich staż małżeński nie może być mniejszy niż 5 lat, choć w wyjątkowych sytuacjach o adopcję może starać się osoba samotna. Rodzice nie mogą być karani, a kobieta, która stara się o niemowlę nie może mieć więcej niż 36 lat. Dopiero gdy rodzina spełnia te kryteria, wysyłana jest na szkolenie prowadzone przez ośrodek. Szkolenie trwa rok i przynajmniej raz w tygodniu przyszli rodzice uczestniczą w warsztatach z psychologami, psychoterapeutami i pedagogami, gdzie rozmawiają m.in. o jawności adopcji, o jej aspektach prawnych czy motywacji do przysposobienia.

Adopcja – tak, ale tylko noworodka?

Jak wskazują statystyki, w zeszłym roku prawie jedna trzecia dzieci nie miała jeszcze roku w momencie ich adopcji. Pary chętnie przyjmowały także dzieci do dwóch lat, im jednak są starsze mają mniejsze szanse na nowy dom. W 2017 r. tylko 30 rodzin zdecydowało się stworzyć nowy dom dla dzieci, które skończyły 14 lat.

Jak mówi w reportażu Monika Jagodzińska, ośrodek nie jest w stanie spełnić oczekiwań wszystkich rodziców. – Niestety, ale nie możemy każdej parze zapewnić dziecka, które jest zdrowe, od zdrowej mamy a najlepiej studentki, która miała romans – mówi. I dodaje: Rodzicielstwa biologicznego też nie da się zaplanować w stu procentach i my to uświadamiamy przyszłym rodzicom.

Choć dla większości par, które z sukcesem przeszły procedurę adopcyjną, nowa rzeczywistość z dzieckiem to największy prezent od losu, w zeszłym roku ponad sto rodzin oddało adoptowane dzieci. Można to zrobić tylko wtedy, gdy sąd pozbawił rodziców biologicznych praw rodzicielskich. W przypadku dzieci, których rodzice dobrowolnie podpisali zgodę na oddanie ich do adopcji, anulowanie adopcji nie jest możliwe. Jak wynika z badań, ponad 60 proc. adopcyjnych mam przeżywa depresję poadopcyjną – i choć to zjawisko całkiem naturalne, rodzicom adopcyjnym nie jest łatwo przyznać się do trudnych emocji, które nierzadko skłaniają ich do myśli, że była to pomyłka. Dlatego tak ważne jest, by przy decyzji o adopcji dziecka nie kierować się poczuciem rozczarowania z powodu własnej biologicznej niedyspozycji, a podejmować ją przede wszystkim, słuchając głosu serca.

Cały reportaż można obejrzeć TU
adopcja po polsku

Fot.: Screen/Czarno na białym, TVN24

Źródło: TVN24/Czarno na białym

POLECAMY TAKŻE:

„Żałuję, że adoptowałam…” Depresja poadopcyjna – temat tabu

 

 


Polonistka, dziennikarka, redaktorka. Specjalizuje się w tematyce: ciąża, parenting, niepłodność, dieta propłodnościowa. Email: redakcja@brubenpolska.pl
Komentarze: 3

Ada, każdy zasługuje na szansę i to że rodzice utracili prawa do 4 dzieci nie powinno odbierać im szansy na wychowanie kolejnego dziecka. I oczywiście, zgodzę się z tym, że jeśli ta opieka sprawowana jest niewłaściwie to nie można pozostawić tam dziecka, ale fakt że stracili prawa do poprzednich dzieci nie może być jedynym argumentem do tego aby odbierać im każde kolejne dziecko. Kiedy matka pozostawia dziecko w szpitalu, OA nie mają wiedzy na temat rodziny, historii chorobowej itp. wiadomości. A decydując się na adopcję należy uwzględnić prawdopodobieństwo obciążenia jakimiś trudnościami. Każdy narzeka na procedury, ale są one jednym z elementów postępowania. Kurator też jest jednym z tych osób, które mają wydać ocenę o rodzinie. Każdy z tych ludzi to tylko człowiek, i każdy może mieć inny punkt widzenia. Może w ocenie akurat tej kurator, ważne jest aby było więcej miejsca w szafie czy komodzie. Od tego jest rozmowa, żeby to ustalić. Pamiętajmy, że ocena jest zawsze subiektywna, bo jest Nasza. Więcej optymizmu a nie skupiania się na narzekaniu.

My z mężem bardzo chcieliśmy adoptować… Nie mamy własnych dzieci…
Po wizycie w ośrodku zdecydowaliśmy się na dziecko od noworodka do 5-6 lat ni było wskazanej płuci…
Było też uwzględnione że dziecko może mieć problem chorobowe np. Epilepsje bo ja na nią nią choruje i wszyscy w domu wiemy co robić łącznie z teścia i bo wtedy mieszkaliśmy z rodzicami meza…

… Po wszystkim z naszej strony pani która była nam przedstawiona jako przedstawiciel z ośrodka od razu była nastawiona na nie…
…. Ze adopcja to wielki kłopot.. To masa spraw do załatwiania… Problem z sąsiadami itd
Gdy ba to nie zwracalismy uwagi to doczepila się mojej choroby i mimo że mój lekarz wydaj pozytywną opinię nic z tego nie wyszło…
W ośrodkach jest pełno dzieci a tyle samo jest chętnych małżeństw by adoptować jednak procedury nam utrudniaja

Kochani,
tekst ważny ale … skupiacie się tylko na statystyce. Prawda jest taka, że OA nie interesuje się dziecko “po”, że OA nie mówią prawdy chcą sobie wyrobić tylko statystykę, odstrasza ludzi również Pani Kurator, która przychodzi i stwierdza że jest za mało wieszaków, szuflad itp bzdur.
Ponad to, rzecz najważniejsza SĄD!!!! dlaczego nie odbierają praw rodzicielskich skoro wiedzą, że pseudo rodzice nadają się tylko do uśpienia albo np. jest 5 dzieciaków z czego 4 idzie do adopcji a ostatnie dziecko zostaje w patologii na zmarnowanie. Ww przykłady są z życia i proszę mi wierzyć wiem co piszę. Acha i jeszcze jedno należy ODCZAROWAĆ ADOPCJĘ nie przez pokazywanie statystyk!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *