Adopcja zarodka. Jedyne sprawiedliwe wyjście dla obojga rodziców?

Bezpłodna z małej miejscowości*. Anonimowość oszczędza wytykania palcami i bycia na językach. Gdy odebrała wynik AMH (hormon antymüllerowski prognozujący np. przedwczesne wygasanie jajników), świat w którym najbardziej na świecie pragnęła dziecka, zawalił się. Wraz z mężem podjęli decyzję o adopcji zarodka. Mogliby zaadoptować jedynie samą komórkę, jednak stwierdzili, że adopcja zarodka będzie dla obojga sprawiedliwa.

Jesteś w trakcie przygotowań do waszego pierwszego in vitro. Co czujesz?

Pierwszą wizyta za nami. Było to dla mnie bardzo stresujące wydarzenie, na które czekałam ponad 2 miesiące. Co najlepsze, przed samą wizytą spóźniała mi się miesiączka, więc zdecydowałam, że wykonam test ciążowy. Zdziwiłam się, bo wyszedł pozytywny. Wykonałam powtórnie i wyszedł negatywny. Na dodatek miałam wszystkie typowe objawy ciąży m.in.: mdłości, byłam cały czas słaba i czułam, że hormony we mnie szaleją. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Mimo wszystko poszliśmy na umówioną wizytę. Opowiedziałam Pani doktor o tym zajściu, a ona od razu stwierdziła, że może nie będziemy potrzebowali jej pomocy i zaprosiła mnie na badanie USG. Stwierdziła, że faktycznie – macicę mam tak przygotowaną jakbym była w ciąży. Aby to potwierdzić, należało wykonać badanie betę HCG. Całą drogę byłam podekscytowana, myślałam, że może faktycznie jestem wreszcie w ciąży. Mąż mnie uspokajał, studził mój zapał i prosił, żebym nie robiła sobie złudnych nadziei. Niestety miał racje – wynik testu był negatywny… Wróciliśmy do przygotowań in vitro i zaczęliśmy robić wszystkie niezbędne do niego badania. Na chwilę obecną praktycznie wszystkie już wykonałam, czekam tylko aż mąż wróci za granicy i przystępujemy do działania.

Zdecydowaliście się na dosyć niestandardowe rozwiązanie – adopcję zarodka. Co jest tego przyczyną?

Niestety, nie mam innego wyjścia… Badania wykazują, że stężenie AMH jest zerowe.

Poziom AMH jest wskaźnikiem, który może oszacować zdolność pacjentki do uzyskania własnych komórek jajowych.

Według tego, niestety nie mam żadnych jajeczek. To bardzo zaskakujący wynik, biorąc pod uwagę, że mam dopiero 29 lat. Takie wyniki mają z reguły kobiety, które są w okresie przekwitania. W moim organizmie nie działo się nic specjalnego. Jeśli chodzi o miesiączki, to miałam regularne cykle, co 28 dni – wszystko było wręcz książkowe. Jednak od początku mojego dojrzewania moje miesiączki były bardzo bolesne i obfite. Jak dostawałam miesiączkę, nie potrafiłam nic robić, leżałam w łóżku przez pierwsze 3 dni. Zdarzało się, że lądowałam na pogotowiu, bo ból był tak silny, że traciłam przytomność. Od lekarzy słyszałam tylko, że taka moja uroda. Twierdzili, że niektóre kobiety mają takie miesiączki i że jak urodzę dziecko, to przejdzie. Mój mąż również to widział i dziwił się, że żaden specjalista nie widział w tych miesiączkach problemu.

Wreszcie znalazł się lekarz, który znalazł przyczynę?

W tamtym roku, jeden z ginekologów (nie potrafię zliczyć u ilu już byłam), zauważył, że mój prawy jajnik jest jakiś dziwny. Kazano mi zrobić specjalistyczne badanie Ca125 – to badanie na komórki rakowe. Lekarz chciał wykluczyć nowotwór i tak gdy odebrałam wyniki od razu zobaczyłam, że coś jest nie tak. Nie mieściłam się w normie – wynik był dwukrotnie podwyższony. Musiałam skonsultować swoje wyniki z onkologiem… Na szczęście trafiłam na lekarza z powołania, który uspokoił mnie mówiąc, że rzeczywiście jest coś na prawym jajniku, ale to raczej polip. Przepisał mi leki na jego pęknięcie. Tak leczyłam się 3 miesiące, ale ten zamiast pęknąć – powiększał się coraz bardziej. W końcu lekarz zdecydował, że należy go usunąć.

Kolejny etap oddalający od upragnionego dziecka – szpital.

Lekarz w szpitalu stwierdził, że prawy jajnik trzeba będzie usunąć, ponieważ ten polip zajął go w całości. Pierwsze pytanie, jakie skierowałam do niego, to czy będę mogła mieć dzieci… Odpowiedział, że tak, jednak będzie to troszkę trudniejsze niż normalnie. Tym samym podpisałam zgodę na operację. Gdy wróciłam na salę, położyłam się na łóżku i zaczęłam płakać jak dziecko. Dzisiaj nawet, jak sobie to przypomnę, to mam łzy w oczach. Strasznie bałam się wyniku. Bałam się, że mam raka. Z samej operacji niewiele pamiętam. Najważniejsze było to, że lekarz, który mnie operował przyszedł do mnie po zabiegu i powiedział, że był ze mną mały problem, ale sytuacja jest już opanowana. Jednak nie powiedział mi wtedy żadnych konkretów – czekałam w nieświadomości aż do 3 dnia po operacji. Dopiero wtedy powiedział, że cierpię najprawdopodobniej na endometriozę i jest to już mocno zaawansowany stan. Prawy jajnik został usunięty, a lewy udało się oczyścić i uratować. Powiedział, że mam pół roku na zajście w ciążę naturalnie, póki jestem czysta. A jeśli się nie uda, to pozostaje in vitro.

To trudna do przyjęcia diagnoza. Jak zareagowałaś na taką wiadomość?

Znowu się popłakałam, nie mogłam się uspakoić. Bałam się, że będę musiała pożegnać się z macierzyństwem na zawsze. Mimo, iż lekarz mnie uspokajał, jakoś nie chciałam mu wierzyć – nie umiałam wziąć się w garść. Przykre to wszystko dla mnie było. Jakby ktoś wcześniej zdiagnozował u mnie chorobę, to może teraz miałabym ten jajnik i nie przechodziłabym przez to wszystko.

A teraz zerowe AMH oznacza powolną menopauzę. Moje miesiączki są już całkiem inne – długo na nie czekam i nie są już takie obfite jak poprzednio.

Lekarz, który mnie operował zapytał mnie wprost: „Co robimy – hamujemy endometriozę czy rodzę dzieci?” Zdecydowałam się na rodzenie dzieci, ponieważ jest to moje ogromne marzenie i jedyne czego pragnę do szczęścia. Natomiast, gdybym nie chciała mieć dzieci, to lekarze mogliby przyspieszyć moją menopauzę, a wtedy miałabym spokój z endometriozą i ta choroba nie rozprzestrzeniałaby się po całym organizmie. Gdy będę miała już dziecko rozważę, czy nie lepszym rozwiązaniem będzie dla mnie usunięcie drugiego jajnika.

Zastanawiałaś się kiedyś skąd taki wynik AMH? Co mogło być tego przyczyną?

Tak, często o tym myślę. Zastanawiam się, dlaczego mnie to spotkało, czy coś źle zrobiłam. Lekarz powiedział mi, że moje AMH spadło przez endometriozę i operację, ponieważ zostało tam wszystko poruszone. Dodatkowo mam tylko jeden jajnik, a ten lewy nie produkuje już jajeczek. Nie wiem do końca co mogło być przyczyną… Może mój styl życia: stres, alkohol, papierosy? Kiedyś pomyślałam sobie nawet, że to może być kara od Boga za to, że kiedyś w młodości wzięłam tabletkę PO…

Jesteś po prostu chora, a jak wiadomo choroba nie wybiera, może przytrafić się każdemu. To jednak ciężkie doświadczenie, jak przyjęłaś diagnozę?

Ciosem była dla mnie zarówno informacja o zerowym AMH, jak również o endometriozie. Jak zobaczyłam ten wynik, to myślałam, że to jednak pomyłka, że to z pewnością nie moje wyniki. Mam dopiero 29 lat, a takie rezerwy mają kobiety w wieku 45-50… Gdy poszłam z wynikiem do lekarza, ten od razu odesłał mnie do kliniki leczenia niepłodności. Zalecono mi przyjmować DHEA, taki lek na poprawę moich komórek, a także dodatkowo Estrofem. Strasznie źle się po nich czułam – miałam wahania nastroju, raz się śmiałam, a za chwilę płakałam. Dodatkowo miałam boleści brzucha, bóle głowy, wymioty. Musiałam je szybko odstawić. Żadnej kobiecie nie życzę żeby ją coś takiego spotkało. Płakałam bez przerwy, nic mnie nie cieszyło. Zresztą do tej pory czuję smutek w sercu i nie mogę się z tym pogodzić. Jednak chęć posiadania dziecka jest tak silna, że nigdy się nie poddam i będę walczyć do końca.

Na adopcję zarodka zdecydowaliście się od razu, czy musieliście dojrzeć do tej decyzji jakiś czas?

Chęć posiadania dziecka jest tak duża, że nieważne jest to, jak ono będzie poczęte. Wiem, że niektóre kobiety faszerują się lekami, aby podnieść rezerwę jajnikową, jednak my tego nie chcemy. Po pierwsze – nie mam na to czasu. Po drugie – mam już dość leków.

Ponieważ mąż również ma problem z nasieniem (nie jest dobrej jakości), to zdecydowaliśmy, że adopcja zarodka będzie sprawiedliwym rozwiązaniem. Nie moja komórka, więc też nie nasienie męża.

Nie chcemy też jajeczka od dawczyni, bo to różnie bywa, a zarodki są już wcześniej przebadane, sprawdzone. Klinika dobiera zarodek tak, żeby był dla nas odpowiedni. Biorą pod uwagę grupę krwi, kolor oczu itp. Później kontaktują się z daną parą i to para decyduje, czy wyrażają zgodę na to, by oddać nam zarodek. Podchodzimy do tego tak, że to ja będę je nosić pod sercem, ja je urodzę i będziemy je kochać najmocniej na świecie.

A nie chcielibyście poznać dawców? Dodatkowo, co zawsze bywa sporne przy wyborze adopcji zarodka – czy w przyszłości zamierzacie powiedzieć o tym dziecku?

Oczywiście, bardzo chcielibyśmy podziękować parze za zarodek. To jednak oni wyrażają zgodę na przekazanie go konkretnej parze. Dlatego też zdecydowaliśmy, że podziękujemy, jednak zrobimy to za pośrednictwem lekarza. Długo również rozmawialiśmy z mężem o tym, czy nasze dziecko powinno o tym wiedzieć. Szczere rozmowy doprowadziły nas do wniosku, że jednak o tym nie powiemy. Nie chcemy mieszać dziecku w głowie, w końcu to ja je urodzę i my razem je wychowamy.

Adopcja zarodka, in vitro – to ciężkie życiowe dylematy. Gdy przyszli rodzice usilnie starają się o potomstwo niezbędne jest im wsparcie. Czy wasza najbliższa rodzina wam pomaga? Wiedzą o wszystkim?

Moi rodzice, teściowie i kilka osób z rodziny znają naszą sytuację, ale szczerze powiem, że nie każdy rozumie, czym właściwie jest adopcja zarodka. Dlatego też, jesteśmy sami sobie wsparciem. Mam ogromne wsparcie w mężu – jest przecudownym człowiekiem, dobrym, kochającym, troskliwym i opiekuńczym. Bardzo go kocham i zawsze mogę na niego liczyć. Natomiast jeśli chodzi o moich rodziców to jest to dosyć skomplikowana sprawa. Z mamą mam złe relacje. Nie interesuje ją moje życie, liczy się tylko mój brat. Tato jest bardzo zamkniętą osobą i bardzo dużo przeszedł jako dziecko, ale okazuje mi miłość i mam w nim wsparcie. Jednak w kwestii in vitro nie chce się mieszać. Powiedział tylko tyle, żebym się nie poddawała i walczyła. Teściowie to kochani ludzie, rozumieją naszą decyzję. Trzymają za nas mocno kciuki.

Rozmawiała: Paulina Ryglowska-Stopka

* imię i nazwisko bohaterki rozmowy jedynie do wiadomości redakcji

Polecamy także:

Trudne życie z endometriozą: wszystko, co powinnaś wiedzieć na jej temat

Masz już za sobą nieudane in vitro? Procedura AH pomoże zajść w ciążę

Staracie się o dziecko? 10 aplikacji na telefon, które pomogą płodności

 


Autorka książki (jako Laura Lis) "Moje in vitro. Historia prawdziwa", w której pisze, że cuda się zdarzają i nigdy nie należy tracić nadziei.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *