Na sympozjum poświęconym in vitro w Bydgoszczy pojawiło się ok. 100 osób. Miało ono związek z odbywającą się w środę 29 marca br. sprawą częściowej refundacji zabiegów z budżetu miasta. Miało to być kolejne spotkanie na drodze ku wolności, ku poznawaniu prawdy – jak mówiła dr Daria Pracka z Collegium Medicum. Podkreślała też – aby podjąć decyzję, należy znać argumenty za i przeciw. Dokąd zaprowadziła ta droga?
Kręta “droga ku poznawaniu prawdy”
Na spotkaniu pojawili się politycy m.in. Paweł Skutecki z Kukiz’15, Szymon Róg i Grażyna Szabelska – radni z PiS, a także Michał Grzybowski z Nowoczesnej. Uczestnikom wręczono ulotki Klubu Przyjaciół Życia. Można było na nich przeczytać następujące “fakty” o in vitro:
„U dzieci »z probówki« ryzyko wystąpienia wad wrodzonych jest o 30-40 proc. większe niż u dzieci poczętych w sposób naturalny”.
“Częściej występują »u nich« m.in. nowotwory.”
„Matki częściej nie odnajdują się w swoim macierzyństwie, rzadziej też karmią piersią. Mężczyźni często nie identyfikują się jako ojcowie”.
Obok chorych z in vitro, wspominano Disneya. Po co?
Nie obeszło się również bez mówienia w kontekście in vitro o dzieciach niepełnosprawnych. Jako że zgodnie z treścią na ulotce, wady wrodzone występują u nich częściej o 30-40 proc. niż u dzieci poczętych w sposób naturalny mówiono o DNA i miłości… jakiej potrzebują chore dzieci. – Dlaczego dzieci chore są z in vitro? – pytała Alina Midro z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. I tutaj długo obok opowieści o wadach genetycznych Midro powtarzała także legendę o hibernacji Disneya. – Disney jest zamrożony. Czeka, aż jego nowotwór będzie mógł być wyleczony – tłumaczyła. Warto spytać, po co?
Na sali padło także pytanie o to, ile dzieci z in vitro jet chorych. – Chciałabym to wiedzieć, ale minister Arłukowicz zakazał wpisania do książeczki zdrowia, czy dziecko jest z in vitro – odparła. – Jeśli już to się stało, to ojciec i matka wymagają odpowiedniej opieki – tłumaczyła.
“Dlaczego ja żyję, skoro tyle moich sióstr i braci zginęło?”
Na spotkaniu była obecna również prof. Urszula Dudziak, ekspert MEN, znana także z Radia Maryja i TV Trwam. Dużą frekwencję na spotkaniu uważała za nadzieję dla Bydgoszczy. – Jeśli uznamy, że in vitro to zagrożenie, to należy się zastanowić, jak temu przeciwdziałać, a nie jak dofinansowywać.
Profesor mówiła wiele o minusach zapłodnienia pozaustrojowego. Pojawiły się wśród nich: nadmierna koncentracja na bezpłodności, konflikty między partnerami, zniechęcenie niepowodzeniami, a także zmiana w postawie matki, która nie chroni wszystkich dzieci – zapłodnionych komórek.
– Dziecko zamiast ciepła i miłości zastaje probówki i zimne lodówki – tłumaczyła prof. Urszula Dudziak. Mówiła także, że dręczy go pytanie – Dlaczego ja żyję, skoro tyle moich sióstr i braci zginęło? Nazwała to “zespołem ocaleńca”.
Prof. Dudziak in vitro wypowiadała się przez pryzmat wiary katolickiej. Zapłodnienie in vitro według niej wykracza przeciw pierwszemu przykazaniu, zagłusza sumienie, powoduje niewierność wśród partnerów i odejście od wiary.
Dudziak krytykowała procedurę, którą nazwała produkcją i hodowaniem ludzi, a także sposób pobierania nasienia – Czy to nie jest upokarzające? Czy dla kobiety mężczyzna się nie liczy i ważny jest tylko pojemnik z plemnikami? – mówiła.
W Bydgoszczy jednak sprawa jest już raczej przesądzona. Zgłoszony przez Nowoczesną projekt najprawdopodobniej wesprze koalicja PO-SLD. Tym samym już w tym roku na refundację in vitro z budżetu miasta przeznaczone zostanie 250 tys. zł. Umożliwi to podejście do procedury 50 parom. W kolejnych latach kwota ma ulec podwojeniu. Brawo Bydgoszcz!
Polecamy także:
70 procent Polaków jest za refundacją in vitro przez państwo
10 tys. złotych do podziału: Napisz do nas, a za wybrane in vitro zapłacisz mniej
To tłumaczy, dlaczego w Polsce niepłodnych chce się leczyć modlitwą
źródło: wyborcza.pl
Marcia
2022-01-30 21:20Mam małe pytanko czy jeśli ktoś jest z powiatu Bydgoskiego również może się starać o refundację?