Tęczowe dzieci po stracie

„Zawsze będę mówić, że mam dwoje dzieci” – strata i kolejna ciąża oczami mamy tęczowego dziecka

Iwona od zawsze bardzo chciała być mamą. Kiedy pod koniec 2019 r. dowiedziała się o ciąży, ona i jej mąż nie posiadali się ze szczęścia. Niestety, życie nie potoczyło się tak, jak planowali. Marzenia o szczęśliwej rodzinie runęły w 24. tygodniu ciąży, kiedy nagle przestała odczuwać ruchy. Dziś Iwona jest mamą zdrowej córeczki. To ich tęczowe dziecko. Choć jak podkreśla, synka nigdy nie zapomni. „Mam dwoje dzieci, jedno w niebie” – podkreśla.

Tęczowe dziecko – szczęście po stracie

Utrata dziecka przez wielu uznawana jest za najbardziej bolesne przeżycie, jakiego może doświadczyć człowiek. Wbrew pozorom nie ma tu znaczenia, na jakim etapie ciąża zostanie utracona. Rodzice kochają swoje dziecko już od momentu, w którym zobaczyli dwie kreski na teście ciążowym. Śmierć dziecka nienarodzonego rodzi nie tylko ból, ale też strach, który będzie towarzyszył tym parom, które zdecydowały się na kolejną ciążę.

Określenia „tęczowe dziecko” nie znajdziemy w podręcznikach medycznych. Funkcjonuje ono wśród rodziców, którzy doświadczyli poronienia, urodzenia martwego dziecka lub dziecka, które zmarło po porodzie. Tęczowe dziecko to maleństwo, które rodzi się po stracie. Tak jak tęcza po burzy, daje rodzicom nadzieję i rozświetla mrok po wcześniejszych przeżyciach.

Większość ludzi kojarzy ciążę z pozytywnymi emocjami, radosnym oczekiwaniem. Niestety, rodzice oczekujący tęczowego dziecka postrzegają ten stan zupełnie inaczej. Każdego dnia szczęściu towarzyszy strach – nieraz wręcz paraliżujący lęk przed kolejną stratą.

Historia Iwony – mamy tęczowego dziecka

Ciąża Iwony od początku była zagrożona, wymagała od niej leżenia przez 2 miesiące. Jednak gdy w 22. tygodniu zgłosiła się na USG, wszystko z jej synkiem było w porządku. Łożysko przodujące było już 3 cm od kanału rodnego – sytuacja zmieniała się na lepsze.

Tamtego tragicznego dnia dostałam kilka siatek ciuszków od znajomych. Synek wyraźnie dawał o sobie znać. Aż do momentu, gdy po nerwowym zatrzepotaniu w brzuchu nastała długa cisza. Mijały godziny, a on się nie ruszał. Nie pomagały słodycze, muzyka, moje śpiewy… Osoby wokół mnie mówiły, że sobie odpoczywa, że to wczesna ciąża. O północy zasnęłam zmęczona od płaczu. Obudziłam się z dreszczami zimna i temperaturą – opowiada Iwona.

Sytuacja ta miała miejsce wiosną 2020 r. Panująca pandemia nie sprzyjała ciężarnym. Początkowo z obawy o zakażenie nie chciano przyjąć Iwony w szpitalu. W końcu przyjęta, uzyskała jedynie badanie tętna dziecka na fotelu ginekologicznym. Odesłano ją do oddziału zakaźnego z informacją, że wszystko jest w porządku. Kilka godzin później po konsultacji padły najgorsze słowa – jej synek nie żyje.

Najtrudniejsza decyzja

Przytłoczeni bólem po stracie synka, Iwona i jej mąż nie chcieli mieć więcej dzieci. Ból emocjonalny był zbyt silny. Do tego dochodził strach, że sytuacja się powtórzy.

Rok wcześniej byłam w szpitalu z torbielą krwotoczną na jajniku. Położono mnie z pacjentkami po poronieniach na początkowym etapie, i z tymi, które straciły dzieci w 4. czy 8. miesiącu. Widok tych kobiet mnie przytłaczał. Nie wiedziałam, co mam mówić. Milczałam i płakałam razem z nimi. Nie wyobrażałam sobie takiej straty i nie chciałam tego nigdy przeżywać – wspomina Iwona.

Jednak pragnienie bycia rodzicami okazało się silniejsze. Tydzień po pogrzebie synka Iwona powiedziała mężowi, że chce spróbować jeszcze raz. Po 3 miesiącach rozpoczęli starania. Początkowo stres sprawiał, że się nie udawało. Po pół roku jednak pojawiły się dwie kreski na teście ciążowym, a wraz z nimi kolejne łzy – tym razem ze szczęścia. Termin porodu wypadał bardzo blisko tego, który był z pierwszym dzieckiem.

Po pierwszych chwilach radości przyszedł jednak lęk – ogromny strach o zdrowie i życie kolejnego maleństwa.

Każde USG było dla nas wielkim stresem – w napięciu czekaliśmy, co pojawi się na monitorze. Czy dziecko się rusza? Czy bije serduszko? Ten stres pojawiał się praktycznie każdego dnia. Od 16. tygodnia ciąży zaczęłam notorycznie, kilka razy dziennie sprawdzać tętno dziecka domowym detektorem. Tylko to pomagało mi się uspokoić i przetrwać każdy kolejny dzień.

Najgorszy był czas, gdy zbliżał się dzień, w którym odszedł nasz synek. Myśli typu „Czy nasze drugie dziecko przetrwa” były okropne. W rocznicę śmierci synka pojechaliśmy na cmentarz, puściliśmy w niebo balonik z helem, by tam mógł się bawić. Zostawiliśmy kwiaty i znicze, by miał coś od swoich rodziców. Dziękowaliśmy z całego serca, że jest przy nas i czuwa…

 Uporać się z bólem

Przechodzenie przez żałobę po stracie jest dla każdego procesem indywidualnym i… często nieprzewidywalnym. Pojawiają się dobre chwile, w których czujemy, że uporaliśmy się z bólem. Jednak silne uczucia potrafią wracać w najmniej oczekiwanym momencie. Łzom towarzyszy strach o siebie i dziecko.

Wiem, że nigdy nie uporamy się z tym bólem. Nauczyliśmy się żyć z myślą, że naszego synka nie ma przy nas. Choć tak naprawdę czujemy, że jest. Teraz córcia wypełniła nam życie. Ale to nie jest tak, że zajęła miejsce naszego synka. O nim nigdy nie zapomnimy. Przez ostatni rok tylko w jeden miesiąc nie byłam na cmentarzu – i to wyłącznie dlatego, że byłam w szpitalu lub źle się czułam. Był za to mój mąż. Światełko u naszego dziecka nigdy nie zgasło i nie gaśnie. Teraz jeździmy na cmentarz razem z córką.

Ciąża po stracie nieraz niesie ze sobą inne uczucia, zupełnie nieoczekiwane. Mamy oczekujące swojego tęczowego maleństwa mogą czuć się przytłoczone poczuciem winy. Świadomość, że ich straconego dziecka nie ma przy nich, każe im odbierać sobie radość z rzeczy, które zwykle cieszą przyszłych rodziców. Kupowanie wyprawki, urządzanie pokoju, szukanie imienia – rodzice nie pozwalają sobie na pozytywne emocje w poczuciu, że to byłoby nie fair wobec straconego dziecka. Boją się też oceny innych.

Myślę, że teraz, po porodzie, przeżywam baby blues. Często popłakuję i patrząc na córcię, myślę o synku. Opowiadam jej o nim. Pewnie nie rozumie, ale widzę, jak się wsłuchuje i patrzy skupiona. Żałuję, że nie mam przy sobie obojga dzieci, ale wierzę, że kiedyś się spotkamy i mocno wytulimy naszego Antosia. Bóg wystawił nas na zbyt bolesną próbę, ale dbaliśmy o to, by światełko nie gasło na grobie synka, i nam to wynagrodził. 

„Zawsze mówimy, że mamy dwoje dzieci”

Rodzice po stracie nie powinni pozostać ze swoim problemem sami. Niestety, wielu z nich nie chce dzielić się swoimi przeżyciami, w obawie przed bólem wywołanym wspomnieniami. Tymczasem psychologowie podkreślają, iż w takich momentach powinniśmy dać sobie prawo do negatywnych emocji.

Rodzice po stracie nie potrafią o tym mówić. Czynią dziecko tematem tabu, tak jakby nic się nie stało. To, o czym mówię, jest zaledwie skrawkiem tego, co czuję. Odczuwam jednak ulgę, gdy mogę mówić o swoich emocjach – wyznaje Iwona.

Rodzice, którzy decydują się porozmawiać z kimś bliskim, często są zaskoczeni, jak wiele osób przeżywa podobne tragedie. Wielu z nich nie mówi o poronieniach, wieloletnich bezskutecznych staraniach, ciążach pozamacicznych.

Strata dziecka na jakimkolwiek etapie jego rozwoju jest bardzo mocnym przeżyciem. Traci się część siebie – nic już nie jest takie samo, jak przedtem. Pojawienie się drugiego dziecka nigdy nie zastąpi pierwszego. Każde z nich ma swoje miejsce w naszych sercach. Każde jest wyjątkowe. Wspominam każdego dnia, jak synek nas uszczęśliwiał. Pamiętam te mocne ruchy w brzuchu.

Iwona i jej mąż dali sobie prawo do żałoby. Nie wstydzili się szukać wsparcia. Choć rodzina nie zawsze rozumiała ich decyzje i często raniła swoimi wypowiedziami, sami dla siebie byli w tym czasie podporą.

Nie każdy rozumiał, gdy postanowiliśmy pochować synka i zrobić mu pomnik. Dla nas to było normalne. Kiedy lekarz zapytał mnie, czy zostawiam dziecko, czy zabieram je do pochówku, wręcz zabolało mnie, że ma co do tego wątpliwości. Nie było dla nas innej opcji – chcieliśmy zabrać nasze maleństwo i móc przychodzić do niego, kiedy tylko będziemy chcieli. Jak za dnia nie było czasu, bo mieliśmy dużo pracy, to przyjeżdżaliśmy choćby o 22.00. Potrzebujemy tego.

Rodzice nigdy nie zapominają o swoich dzieciach. Tęczowe maleństwa są dla nich pocieszeniem, jednak nie zajmują miejsca tego straconego.

Zawsze mówimy, że mamy dwoje dzieci. Jedno w niebie. Nie potrafię powiedzieć, że mamy tylko córkę. Zauważyłam, że niektórym trudno jest mówić o dziecku straconym – tak jakby go nie było. A ono przecież jest i będzie na zawsze w naszych sercach.

 

PSYCHOLOG NIEPŁODNOŚCI: Jak zacząć cieszyć się z kolejnej ciąży po poronieniu

 Jak zacząć cieszyć się z kolejnej ciąży po poronieniu

 


Dziennikarka i redaktorka. Z wykształcenia filolożka, z pasji – miłośniczka polskich jezior i amatorka Nordic Walking. W rzadkich chwilach między pracą a rodziną pochłania literaturę XIX-wieczną i norweskie kryminały. W serwisie plodnosc.pl jest odpowiedzialna za obszar niepłodność, starania – dofinansowanie do in vitro, dieta propłodnościowa, dziecko, ciąża. Email: anna.kruk@brubenpolska.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *