Niepłodność to trudny czas dla pary. Z jednej strony to przedłużające się z miesiąca na miesiąc oczekiwanie na pozytywny efekt starań o dziecko, z drugiej – oczekiwanie podszyte wieloma dylematami światopoglądowymi, etycznymi i emocjonalnymi. Dotyczy to szczególnie metody in vitro. „Czy robimy dobrze, podchodząc do in vitro? Czy sama siebie nie znienawidzę za taką decyzję?” – to pytanie zadaje Anna w liście do psycholog Doroty Gawlikowskiej. Odpowiedź ekspertki jest skierowana do wszystkich par, które doświadczają podobnych emocji.
„W związku z epidemią musieliśmy przerwać przygotowania do in vitro. Mocno się załamałam, bo długo się do tego przygotowywaliśmy psychicznie, fizycznie i emocjonalnie. In vitro jest dla nas dużym wyzwaniem, gdyż razem z mężem jesteśmy katolikami i ciężko nam było przyjąć wiadomość i zaakceptować tę metodę. Dopóki trwały przygotowania, razem z mężem, pomimo dalszych wątpliwości o metodzie in vitro, brnęliśmy do przodu. Teraz wszystko się „zatrzymało” i wątpliwości wzięły górę i ponownie zaczęliśmy analizować sytuację in vitro i nauki Kościoła, zwłaszcza mąż. Nie potrafię sobie sama poradzić z tymi myślami. Czy robimy dobrze, podchodząc do in vitro? Czy sama siebie nie znienawidzę za taką decyzję? W dodatku to ja przekonuję męża, że postępujemy słusznie, korzystając z tej metody, chociaż sama mam wiele wątpliwości i walka we mnie trwa. Jak pogodzić wiarę i olbrzymią chęć posiadania dziecka?”
Anna i Grzegorz
Na list odpowiada Dorota Gawlikowska, psycholog i psychoterapeuta z Kliniki InviMed w Warszawie. Na co dzień pracuje z parami starającymi się o dziecko i leczącymi niepłodność.
Szanowni Państwo,
Wyobrażam sobie, jak trudno musi Wam być teraz. Dotyka Was nie tylko pandemia z jej wszystkimi konsekwencjami, ale także skutki zawieszenia leczenia, a decyzja o jego podjęciu była dla Państwa szczególnym wyzwaniem. Niepłodność to jedno wielkie czekanie: na kolejny cykl, kolejną szansę, na efekty starań, na następną wizytę u lekarza, na ciążę, na dziecko… Teraz doszło jeszcze oczekiwanie na wznowienie leczenia. Macie Państwo prawo być rozżaleni, sfrustrowani, źli, smutni i rozgoryczeni sytuacją, której znowu nie dało się ani przewidzieć, ani jej zapobiec, mimo że tak wiele robicie, by zwiększać swoje szanse na zostanie rodzicami. Do tego dochodzą dylematy światopoglądowe, etyczne i emocjonalne, związane z samą procedurą.
Niepłodność jest trudna dla polskich katolików
Myślę, że niepłodność dla katolików jest w Polsce szczególnie trudna. Musicie Państwo zmierzyć się nie tylko z problemem braku upragnionego dziecka, ale także z wieloma innymi wyzwaniami. Pytania, jakie Państwo sobie zadają, są w tej sytuacji naturalne, ale i szczególnie obciążające, bo odpowiedzi na nie nie może udzielić niestety nikt oprócz Was samych.
Nauka Kościoła mówi jasno, że metoda in vitro nie jest moralnie akceptowalna. I niestety każdy, kto zdecyduje się z niej skorzystać, musi liczyć się z konsekwencją, jaką w tej sytuacji jest popełnienie grzechu ciężkiego, odsunięcie od wspólnoty Kościoła, niemożność pełnego uczestnictwa w jego życiu. To niezwykle wysoka i bolesna cena, na poziomie życia duchowego, ale i społecznego, bo katolicy zazwyczaj obracają się przede wszystkim w otoczeniu osób wierzących, które często tej metody nie aprobują.
Nie jestem uprawniona i nie chcę komentować tego, czy wolno wymagać od ludzi, by podporządkowali się takiemu rozumieniu leczenia niepłodności metodą in vitro. Wiem, że są księża, którzy mają do tej metody o wiele łagodniejszy stosunek, ale nie zmienia to przecież faktu, że jest to ich prywatna opinia, nie wpływająca na oficjalne stanowisko Kościoła Katolickiego, które każdy katolik, Państwo na pewno także, doskonale znają.
Nadal stajecie Państwo przed ogromnym dylematem, i zostajecie z nim sami. Kościół co prawda daje osobom, które skorzystały z in vitro możliwość powrotu do wspólnoty, ale pod warunkiem wzbudzenia żalu za to, co zrobiły i uznania tego za zło, a dla wielu rodziców, którzy mają dzieci dzięki tej metodzie, uznanie jej za niegodziwą jest trudne do wyobrażenia. W końcu, aby z niej skorzystać, spędzili najpierw długie dni na szczegółowej analizie wszystkich za i przeciw, i zdecydowali się na nią właśnie dlatego, że nie widzieli w takim postępowaniu nic złego, jak więc mają to potem zanegować?
Wielokrotnie spotykałam się z katolikami, którzy mieli podobne dylematy. Wiem, że dla wielu z nich pomocne było odwołanie się do instancji własnego sumienia, jako stojącej (także zdaniem Kościoła Katolickiego) ponad oficjalnymi wytycznymi zawartymi w dokumentach.
Inni rezygnowali z in vitro, szukając ukojenia w poczuciu bycia we wspólnocie i wierze w sens czegoś, czego nie potrafią zrozumieć. Jeszcze inni wybierali leczenie metodą in vitro bez mrożenia zarodków, bo to ich zdaniem było moralnie słuszne, albo decydowali się na adopcję. Zdaję sobie jednak sprawę, jak trudno jest podjąć taką decyzję, a potem zostać z konsekwencjami każdej z ewentualności, czy to z brakiem biologicznego dziecka, czy z decyzją o skorzystaniu z potępianej przez Kościół metody.
Przed decyzją o in vitro, zdajcie sobie ważne pytania…
Zachęcam Państwa, abyście przede wszystkim skoncentrowali się na sobie samych, a nie na dokumentach, których treść jest Wam zapewne doskonale znana. Co w metodzie in vitro budzi Wasze wątpliwości, niepokój? Czy są to na pewno wątpliwości natury moralnej, czy może bardziej dotyczą one kwestii zdrowotnych albo emocjonalnego doświadczania procedury? Jakie jest Wasze przeżywanie wiary w kontekście własnego sumienia? Czy czujecie Państwo, że Wasze sumienie jest tak samo ważne, a może ważniejsze od tego, co mówią na ten temat dokumenty Kościoła? Czy czujecie się gotowi unieść konsekwencje zdecydowania o swoim dalszym życiu zgodnie z własnym sumieniem (które, jak rozumiem, podpowiedziało Wam przed obecnym kryzysem, że chcecie jednak skorzystać z metody in vitro)? Czy czujecie, że pozostanie blisko wspólnoty Kościoła pomoże Wam uporać się z ewentualną bezdzietnością? Czy jesteście gotowi spróbować pójść drogą adopcji? Dlaczego tak/nie? Gdzie możecie szukać wsparcia i zrozumienia, zarówno jeśli zdecydujecie się na in vitro, jak i kiedy się na nie nie zdecydujecie?
Przede wszystkim zachęcam Państwa do pozostania w tym blisko i wspólnego decydowania o Waszej przyszłości.
Na co dzień staram się rozmawiać o tym wszystkim z parami przeżywającymi podobne dylematy w gabinecie lub online, podczas konsultacji. Państwa także zapraszam serdecznie na spotkanie, podczas którego możemy omówić tę sytuację, koncentrując się na Państwu, Waszych uczuciach i myślach związanych z tym niezwykle trudnym, delikatnym tematem.
Dorota Gawlikowska – znakomita psycholożka i psychoterapeutka par, która od lat konsultuje pary starające się o dziecko, ale także te stojące w obliczu leczenia onkologicznego i procedur zachowujących płodność. Stale dokształca się i podnosi kwalifikacje. Wszystko po to, by móc jeszcze lepiej pomagać pacjentom. To osoba o wielkiej wrażliwości, która zawsze wysłucha z empatią i okaże akceptację. Jej życzliwe, profesjonalne podejście pomaga zapanować nad emocjami, docenić siebie i dostrzec to, czego być może wcześniej nie widzieliśmy.
POLECAMY: Wierzę w Boga, w miłość i… in vitro. Kościół nie ma z tym nic wspólnego [WASZE HISTORIE]
Wierzę w Boga, w miłość i… in vitro. Kościół nie ma z tym nic wspólnego
JA
2022-12-29 22:36Przecież jezus urodził się z in vitro . Nie rozumiem Kościoła o taką hipokryzję. Chyba że jezus jest z nie prawego łoża.