Czy macierzyństwo da się pogodzić z karierą zawodową? Da się – tak przynajmniej można wyczytać w wielu kolorowych magazynach, poradnikach dla rodziców czy wywiadach ze znanymi kobietami. No bo o co chodzi? Wystarczy dobra organizacja i wcale nie trzeba wybierać między dzieckiem a pracą. Czyżby? Większość matek, tych pracujących i niepracujących, jest zgodna: to bzdura. Potwierdza to również piosenkarka Reni Jusis, która wyznała niedawno, że mimo wielkich chęci nie udało jej się połączyć pracy z życiem rodzinnym.
„Nie przesadzaj. Znajdziesz dobrą opiekunkę, oddasz trochę obowiązków mężowi, zakupy zamówisz przez internet z dowozem pod drzwi i dasz radę…” – doradzają sobie kobiety. Problem w tym, że to złota rada najczęściej kobiet bezdzietnych lub takich, którym zapomniało się, jak to o 13, tuż przez ważnym spotkaniem biznesowym, dzwoniła przedszkolanka z informacją, że dziecko ma 40 stopni gorączki i zwraca.
Przecież wszystko się da!
Jasne – z pewnością taka matka całkiem przytomnie (i oczywiście dzięki doskonałej organizacji pracy) zadzwoniła do męża, on z pewnością rzucił wszystko i pojechał po syna czy córkę, ogarnął w międzyczasie lekarza i zrealizował recepty w aptece. Co więcej – gdy wróciła do domu na stole zastała dobrą kolację i żadne wyrzuty sumienia jej nie dopadły – bo i z jakiego powodu?
Hmm – a może jednak mąż nie mógł, bo w tym czasie i on rozpoczął ważne spotkanie? No coś ty! Przecież super matka i kobieta sukcesu ma, a w każdym razie powinna mieć, na taką okoliczność sprawdzoną nianię, która zawsze będzie w pogotowiu i rzuci wszystko, gdy tylko ją o to poprosisz. Nie? Niani też nie ma? To przecież zawsze można poprosić zaprzyjaźnioną sąsiadkę, która tak bardzo lubi to nasze dziecko, a tylko od czasu do czasu szepcze drugiej sąsiadce, że te dzieci spod 36 to biedne, bo matki ciągle nie ma, no ale co zrobić – taki świat, praca to jednak zając, nie przyjdziesz – ucieknie i nie wróci.
Niestety, nie poradzisz jednak, gdy i sąsiadka akurat stoi w kolejce na poczcie, bo przecież opłaty trzeba porobić, a lista życzliwych i chętnych do pomocy w takiej sytuacji właśnie ci się skończyła. Kobieta sukcesu poradzi sobie i z taką sytuacją?! Pewnie tak – zawsze można przecież odebrać dziecko o normalnej porze odbioru – wszak bądź co bądź – jest pod dobrą opieką cioć-nauczycielek.
No dobrze – wiadomo, że to niezbyt śmieszny żart, bo rzeczywistość pracującej mamy jest często taka, że niemal za każdym razem to ona rzuci wszystko i pojedzie ratować sytuację. Potem, by nadrobić zaległości wynikające z wcześniejszego wyjścia z biura, zaszyje się w pokoju i będzie stukać w klawiaturę, pozwalając w tym czasie dzieciom na oglądanie pokemonów. Zła matka, zła!?
Wszystko się da, ale… coś za coś
Prawda jest taka, że większość mam bardzo chce wrócić do pracy po urlopie macierzyńskim i wcale nie rezygnuje wraz z pojawieniem się dziecka z rozwoju osobistego czy szeroko rozumianej kariery. Co więcej – bardzo chce i stara się pogodzić macierzyństwo z pracą, zwłaszcza gdy zewsząd słyszy, że się przecież da.
Niestety, ale nie do końca to takie proste, jak donoszą poradniki, a nawet zaświadczają znane matki, dla których macierzyństwo absolutnie nie zmieniło dotychczasowego życia, ba! – nawet skóra po porodzie na brzuchu jest u niektórych w nienaruszonym stanie.
Na forach i w grupach dla mam nieustannie toczą się dyskusje, jak to możliwe, że jednym się bezproblemowo i bezboleśnie udaje, a innym tak trudno połączyć te dwie – ważne – sfery życia.
„Bezboleśnie? Zaraz! A zmęczenie, a frustracja, a ciągły brak czasu dla dziecka? A te wszystkie „później córeczko” albo „nie tym razem”? Owszem, wszystko się da! Ale jakim kosztem???” – pyta jedna z matek. I przytacza historię swojej koleżanki, która dopiero, gdy została zwolniona z pracy, uświadomiła sobie, że przez trzy lata szkoły, nigdy nie odebrała córki. “Coś za coś – to jest prawda o tym bezproblemowym połączeniu macierzyństwa z karierą. Co z tego, że mam kasę na dwie nianie, gosposię i bilety lotnicze, żeby szybciej wrócić z delegacji krajowej? I co z tego, że wracam do domu, mam posprzątane, ugotowane, a dzieci mają odrobione lekcje i słodko śpią, jak zobaczę je na chwilę przy śniadaniu albo może i to nie będzie dane…?!” – pisze inna matka.
To zawsze jest wybór!
To prawda, że wiele znanych kobiet, świeżo upieczonych mam, chwali się, że ledwie miesiąc po porodzie, a już były na planie filmowym albo w studiu telewizyjnym. I tak, to prawda, wiele też znanych mam, pozostawiając dzieci pod okiem na pewno świetnych opiekunek, szybciej niż inne wróciły do formy po porodzie i zajęły się pracą i nowymi projektami. Zachęcają więc inne matki, by wzięły się w garść i nie zapomniały o sobie i znalazły czas na realizację planów nie tylko związanych z dziećmi.
Wiele kobiet próbuje iść w ślady mam-celebrytek – niestety, sporej części (jak nie większości) nie udaje się to. Ale czy musi?
Reni Jusis: nie udało mi się połączyć kariery z macierzyństwem
By poświecić się rodzinie i wychowywaniu dzieci znana piosenkarka Reni Jusis na kilka lat zniknęła ze sceny, a jej życie zawodowe mocno zwolniło. Choć podczas urlopu macierzyńskiego wokalistka próbowała komponować nowe utwory, to jednak często przegrywała walkę z czasem i zmęczeniem. W pewnej chwili doszła do wniosku: albo płyta, albo rodzina. Podobnie jak wiele innych kobiet, Jusis nie spodziewała się, jak wiele zmieni się w jej życiu po urodzeniu dzieci. Wokalistka przyznaje, że niezwykle trudno jest pogodzić macierzyństwo z karierą zawodową. Zawsze jedno odbywa się kosztem czegoś drugiego. Matki codziennie toczą heroiczną walkę z różnymi przeciwnościami, muszą naginać dobę, by miała więcej niż dwadzieścia cztery godziny, i są non stop bombardowane kolejnymi zadaniami.
Dawniej wokalistka, gdy chciała napisać jakąś piosenkę, potrzebowała izolacji, a praca nad nowym albumem zajmowała dwa lub trzy lata. Kiedy została matką, miała na to tylko wyznaczone godziny, a to w zawodzie artysty dość duże ograniczenie.
– Absolutnie nie udaje mi się łączyć kariery z życiem rodzinnym. To po prostu jest wszystko wyrywane, te chwile, które mam tylko dla siebie, kiedy potrafię się wyciszyć i coś skomponować, to są ułamki sekund, więc absolutnie mi się nie udaje to i mam wrażenie, że codziennie gaszę jakiś pożar, a na koniec dnia padam na twarz – mówi piosenkarka*.
I zauważa, że społeczeństwo ma teraz ogromne oczekiwania w stosunku do kobiet – muszą świetnie wyglądać, być aktywne zawodowo, a jednocześnie zajmować się dziećmi i domem. Wywiera się też na nich presję szybkiego powrotu do pracy.
– Specjalnie nie zrezygnowałam z jakichś konkretnych planów, tylko moje życie zawodowe zwolniło. Po prostu dzieje się to wszystko trochę wolniej, gdyż mam mniej czasu dla siebie, ale to też jest mój wybór, bo można nie zwalniać, jeśli masz baterie naładowane i stać cię na to, OK. Natomiast ja podjęłam taką decyzję, że chcę zwolnić i bardzo tego potrzebuję – mówi Jusis.
Wokalistka niczego jednak nie radzi innym mamom – nie narzuca takiego rozwiązania, na jakie sama się zdecydowała i chwała jej za to. Każda kobieta tę decyzję musi podjąć sama – biorąc jednak pod uwagę wszystkie za i przeciw.
„Nie potępiam mam, które wybierają karierę i w pędzie ogarniają rodzinę. Być może są do tego zmuszone. Wiem jednak, że pewne chwile w życiu dziecka nie wrócą, a to, co przegapiłyśmy, przegapiłyśmy na zawsze. Nie widziałam, jak moje dziecko robi pierwsze kroki, ale nie przegapię już, gdy po raz pierwszy pojedzie na dwóch kołach albo popłynie bez pływaków. Macierzyństwo to podejmowanie ciągłych wyborów – to, jaką chcę być matką, to jeden z nich….” – napisała jedna z mam w facebookowej grupie. A pod jej komentarzem pojawiły się tysiące serduszek.
*źródło: Newseria Lifestyle
POLECAMY TAKŻE:
Dodaj komentarz