Agnieszka*: Moja babcia mówiła: Nikt tak nie zrozumie kobiety jak druga kobieta, ale – pamiętaj – nikt tak nie zrani kobiety jak druga kobieta. Przekonałam się o tym aż za dobrze. [List czytelniczki]
Od pięciu miesięcy jestem po drugiej stronie – a w zasadzie to chyba znacznie dłużej. Jestem mamą – udało mi się. Po czterech latach starań i leczenia poczułam to, o czym marzą miliony niespełnionych jeszcze par: szczęście. I choć szczęściem trzeba się dzielić – bo jak to mówią: szczęście to jedyna rzecz, która się mnoży, gdy się ją dzieli, to nie zawsze to popłaca – zwłaszcza gdy przekazujesz tę radość innym kobietom, które wciąż czekają na to swoje spełnienie marzeń.
Piszę to z przykrością, że kobieta kobiecie staje się (jest?) wilkiem…
Piszę to ze smutkiem, że przez cztery lata niepłodności i obcowania wśród kobiet takich jak ja, widziałam, jak bardzo niepłodność zmienia ludzi. I pewnie ja się zmieniłam w tamtym czasie – nieraz płakałam, gdy któraś wrzucała post, w którym inna pokazywała test ciążowy z dwoma kreskami. Nieraz miałam doła, gdy dziewczyny chwaliły się pierwszym usg, podczas którego usłyszały bicie serca swojego dziecka. Ale też nieraz płakałam, gdy któraś roniła swoją kolejną ciążę, tracąc resztki nadziei, błagając o pomoc i radę: co robić?!
Czas leczenia niepłodności, choć trudny i bolesny fizycznie i psychicznie, zaowocował u mnie nie tylko upragnioną ciążą, ale także kilkoma przyjaźniami. To cenne doświadczenie – choć pewnie niejedna powie, że łatwo mi to wszystko mówić, bo już jestem… po drugiej stronie. No właśnie – jestem.
Często zadawałam sobie pytanie, przeglądając posty w grupie na Fb, po której stronie stoimy. Wszystkie miałyśmy się wspierać, a jednocześnie tyle niezrozumienia było, gdy któraś pisała na przykład, że wiara jest dla niej ważna i nie uważa in vitro za metodę, którą zastosuje, mimo że wszystkie wyniki badań powinny ją do tego namówić. Nie docierało do niektórych, że biedna kobita nie pisze: in vitro jest złe, ale że dzieli się swoimi emocjami i szuka kobiet sobie podobnych – może takich, które podobnie jak ona zamówiły pasek Św. Dominika i wierzą, że jakaś moc Boska, w którą wierzą, sprawi, że łatwiej będzie zmierzać do celu.
Brakowało też zrozumienia, gdy któraś dzieliła się swoją rozpaczą, bo od pięciu lat nie może zajść w DRUGĄ ciążę i walczy – coraz słabsza fizycznie i psychicznie – z niepłodnością wtórną. „Nie możesz porównywać się z tymi, które nie mają ani jednego dziecka. Ty już masz swoje i nie powinnaś narzekać. Jesteś egoistką, pisząc, że brak drugiego dziecka boli…” – „krzyczały” w komentarzach kobiety, które przecież miały być wsparciem i pocieszeniem. Zamiast tego – kobieta kobietę potrafiła wbić w ziemię, oceniając i ustawiając jakąś własną hierarchię ważności aspektów związanych z niepłodnością.
„Ty starasz się zaledwie 1,5 roku – co mają powiedzieć te, które walczą po 7 lat?” – to jedna wielka licytacja o to, która niepłodność jest “większa” i która bardziej boli.
Jesteś szczęśliwa – uważaj, wkurzysz innych
Pamiętam, jak długo zastanawiałam się, czy podzielić się radością, gdy zobaczyłam dwie kreski na teście, bo przyszły one po tym, jak odpuściliśmy z mężem kliniki i lekarzy i postanowiliśmy odpocząć od kontrolowanych starań. Zaszłam w ciążę naturalnie, mimo wcześniejszych nieudanych in vitro. I co ja napiszę? – myślałam. Że warto odpuścić? Że trzeba zająć się życiem, że nie można dać się złapać w pajęczynę niepłodności? Przecież wiem, co czułam, gdy czytałam takie posty, wiem, co pisały inne. Ale też wiem, że dopóki człowiek nie przekona się na własnej skórze, nigdy nie będzie w stanie chyba zrozumieć rozmaitych innych „rad” – mimo że pochodzą od ludzi tak samo niepłodnych.
Lepsza i gorsza matka?
Gdy zaszłam w ciążę, wyszłam ze świata „niepłodnych” i dołączyłam do grup związanych z ciążą i macierzyństwem. Znalazłam wśród nowych „znajomych” bratnie dusze, ale odczułam także, jak paskudnie mogą zachowywać się matki wobec matek.
Nie karmisz piersią – nie jesteś matką. Nie rodzisz naturalnie – nie jesteś matką. Zaszłaś w ciążę dzięki in vitro, urodziłaś przez cesarskie cięcie i masz problem z laktacją – było nie stawać naturze w poprzek drogi – to autentyczne wypowiedzi, które przepełnione były jadem, nieuzasadnioną nienawiścią i poczuciem, że każda z tak komentujących jest wyrocznią w sprawach ciąży i dziecka.
Ta fala jadu wylała się zresztą poza zamknięte grupy na Fb i można ją odczuć także na wielu forach internetowych. I ten, kto się zastanawia, czy rzeczywiście matka matki nie zrozumie – powiem: tak, to prawda. To prawda, że dla przygnębiającej liczby kobiet problem niepłodności nie jest żadnym problemem. Że dla setek tysięcy kobiet tylko poród naturalny daje prawo do tego, by mówić, że kobieta urodziła – te zaś, które z różnych powodów rodziły przez cc – nie mają takiego prawa. „To nie rodzenie, to wydobywanie dziecka – a to zasadnicza różnica”.
Jak wielki ból sprawia mi czytanie, że tylko ta, która dostąpiła zaszczytu cierpień i bólu rodzenia – najlepiej przez dwie doby – może z dumą mówić o sobie „prawdziwa” matka.
A piszę ten list i jako niepłodna, i jako matka, po to, by – jeśli ktoś go przeczyta, może na grupach takich, do których i ja należałam – zatrzyma się i pomyśli przez chwilę, co mu to daje? Jakie emocje w ten sposób próbuje rozładować? Z czym sam ma największy problem?
Dziewczyny, musimy się wspierać – ale nie tylko „na pokaz”, przy okazji manifestacji. Nie tylko teoretycznie, ale przede wszystkim praktycznie. Nie możemy krzyczeć: mamy prawo do aborcji, mamy prawo do in vitro, a potem – przy innych okolicznościach – naparzać w te, które autentycznie stoją przed dylematem: urodzić to dziecko z Downem, czy nie…
…swoją drogą pamiętam taką dyskusję, która za późno była zamknięta przez administratorkę, gdzie kobieta została oblana hektolitrami nienawiści, gdy podzieliła się swoją wątpliwością i poprosiła o dobrą radę.
I tak sobie myślę, że my kobiety jesteśmy niby solidarne, niby każda każdą zrozumie, a jednocześnie doskonale wiemy, gdzie wbić innej dobrze wypiłowany pazur, by zabolało. Szkoda, że nie potrafimy się do tego przyznać. I szkoda, że nie przyświeca nam wiara, że karma naprawdę wraca.
*Agnieszka, była niepłodna, szczęśliwa matka, która rodziła przez cesarskie cięcie.
Jeśli chcesz podzielić się swoją historią, napisz do nas. >>> Skrzynka na listy
POLECAMY TAKŻE:
“Przecież macie już dziecko” – jak sobie radzić z niepłodnością wtórną
Dodaj komentarz