“Chciałam zostać mamą, ale nie kosztem życia tu i teraz”

Czas leczenia niepłodności i wyczekiwania na upragnione dziecko może być wartościowy, dobry i obfitujący we wspaniałe wydarzenia! Życie nie musi kręcić się tylko wokół wizyt u lekarza i kolejnych testów ciążowych. Niepłodność bywa niezwykle trudna, ale nawet podczas leczenia życie może być piękne a ty szczęśliwa! Poznaj historię Moniki, która nie chciała odkładać cieszenia się życiem do czasu zajścia w ciążę.

Monika Ciesielska, w sieci znana jako Dr Lifestyle, najbardziej ludzka dietetyczka i psychodietetyczka, której Diety z marketu pokochały tysiące kobiet. Uczy, jak jeść z miłością i szacunkiem do swojego ciała – tak, by rezultaty pozostały na lata, nie lato, a „odchudzanie” nie stało się projektem od-do, ale wspaniałym, nowym stylem życia, przynoszącym satysfakcję.

Na Instagramie wiedzę z zakresu dietetyki przeplata prywatnymi migawkami. Zazwyczaj jest wesoło, edukacyjnie, czasem ironicznie, ale zawsze kolorowo – ale w pewnym momencie przyszedł czas na odsłonięcie ciemniejszej strony codzienności.

Monika otwarcie zaczęła mówić, że wraz z mężem zdecydowali się na powiększenie rodziny i w tym momencie los powiedział: sprawdzam. Nie było dwóch kresek na teście ciążowym, radosnego kompletowania wyprawki i informowania rodziny. Była diagnoza: niepłodność i kolejne lata leczenia.

W napisanym przez siebie e-booku „W ciąży” pisze: „Mieć w kalendarzu coś więcej niż wizyty u lekarza”. Oprócz drogi do in vitro, a także ogromnej ilości informacji dotyczących przygotowania do ciąży i zdrowego stylu życia w ciąży, autorka dużo miejsca poświęca też swojemu podejściu do leczenia niepłodności. Podejściu, dzięki któremu oprócz (owszem trudnego i miejscami wyczerpującego) leczenia, żyła swoim najlepszym życiem, w którym nie zabrakło miejsca na relacje, wyjazdy z przyjaciółmi, randki z mężem, kino, kolacje, radość i życie chwilą.

 

Ile czasu zajęło Wam leczenie niepłodności i jaka myśl towarzyszyła Ci w momencie uświadomienia sobie, że to nie będzie tak proste jak powinno być?

Od pierwszej wizyty u lekarza do pierwszych dwóch kresek na teście minęły blisko trzy lata. Kiedyś myślałam, że „jak nie uda się naturalnie, to najwyżej zrobimy in vitro”. Dopiero z czasem przekonałam się, że żadnej gwarancji nie ma. Zamiast buntować się przeciwko faktom – po prostu je zaakceptowałam.

Wiedziałam, że chcę dać z siebie wszystko, co mogę. Ani trochę mniej, ale też ani trochę więcej. Chciałam zostać mamą, ale nie za wszelką cenę […] To była jedna wielka lekcja pokory dla drzemiącego we mnie control freaka, który lubi wierzyć, że prawie wszystko w życiu zależy od naszych działań i wyborów. Tutaj, zamiast na „wszystko”, trzeba było skupić się na „prawie”. Robiłam, co mogłam, ale uczyłam się akceptować oba scenariusze – że będę mamą albo nie.

 

Twoje podejście do leczenia niepłodności było wyjątkowe. W e-booku poświęconym przygotowaniom do in vitro i samej ciąży, piszesz: Chciałam zostać mamą, ale nie za wszelką cenę. Nie kosztem relacji z mężem i życia tu i teraz. Nie chciałam ryzykować tego, co mam (i uwielbiam!) w imię czegoś, co może nigdy nie mieć miejsca. Pomiędzy wizytami u specjalistów i badaniami starałaś się żyć najpiękniej jak umiałaś. To godne podziwu. Czy możesz opowiedzieć coś więcej o swoim podejściu do leczenia?

 Kiedyś na zajęciach jogi usłyszałam, że „dostajemy nie to, czego chcemy, tylko to, czego potrzebujemy”. Jeśli to prawda, to od niepłodności dostałam telegram wysłany prawym sierpowym: nie masz wpływu na wszystko. Nawet jeśli dotyczy to najważniejszych dla Ciebie rzeczy, najbliższych Ci osób, fundamentalnych wartości. No nie masz. Musiałam to przełknąć, bo inaczej żyłabym z ością w gardle i stawałabym się coraz bardziej zgorzkniała.

„Zamiast załamywać się brakiem ciąży, wybierałam korzystanie z bezdzietności.”

(Nieskutecznym) leczeniem niepłodności los uderzył w moje najczulsze struny: zdrowie i relacje, zmieniłam podejście do życia. Dotarło do mnie, że czasami nawet choćbym stanęła na rzęsach, podczas gdy skały by srały, i jednocześnie klaskałabym uszami, to sfera moich wpływów jest ograniczona.

Nawet jeśli pragnę czegoś bardziej niż całej reszty i daję z siebie wszystko, żeby to osiągnąć, to sky wcale nie jest the limit, bo i ja nie jestem Bogiem, uświadomiłam to sobie, sobie. Mogłabym uschnąć z tęsknoty za tym, czego dla siebie chciałam i co sobie wyobrażałam. Wybrałam skupianie się na szansach, które roztacza przede mną niespełnienie marzenia.

Starałam się żyć, najbardziej jak umiałam, a zamiast oczekiwań pielęgnowałam w sobie zdrow(sz)e nawyki. Jestem dietetyczką, ale nie powiem, że „dieta zmienia wszystko” – może, ale nie musi, bo nie wszystkie przyczyny niepłodności zależą od stylu życia. Jednak jeśli udałoby się zajść w ciążę, zdecydowanie lepiej, gdy ten moment trafi na dobrze przygotowany organizm.

Przeczytaj także: In vitro: Zobacz to, czego na co dzień nie można zobaczyć. Tak rodzi się nowe życie (cz.I)

Leczenie niepłodności bywa największym wyzwaniem dla związku: niezrozumienie, czasem nierównomierne zaangażowanie (przede wszystkim emocjonalne) w leczenie, ciężkie emocje, wiele presji, poczucie winy. Czy czujesz, że Was związek umocnił się przez te 3 lata? Jaką strategię jako para przyjęliście na czas leczenia?

Możliwe, że było nam łatwiej, bo wizja nas jako rodziców przyszła dość późno. Żadne z nas nie marzyło o tej roli całe życie. Bardzo pomagało przekonanie, że niepłodność nie jest moją winą, że nie ponoszę za nią wyłącznej odpowiedzialności i że sfera moich wpływów jest ograniczona. Nie zamierzałam ani brać na siebie winy, ani narzucać na sobie presji.

Staraliśmy się nie myśleć o ciąży jak o zakończeniu z happy endem. Woleliśmy wersję, w której happy end jest zależny od naszego nastawienia i reakcji na to, co będzie. Byliśmy szczęśliwi wcześniej i wiedzieliśmy, że bez dziecka nadal możemy być.  Nie wiem, czy to generalnie dobre podejście, ale czuliśmy, że nam służy.

Nie mam pojęcia, czy po wypiciu eliksiru prawdy nie okazałoby się, że karmiliśmy się słodkimi kłamstewkami i po prostu szukaliśmy pocieszenia, gdzie się dało. Wiem za to, że dzięki temu nastawieniu mieliśmy, o dziwo, niewiele dołków, zmartwień i spadków nastroju w niełatwym okresie kilkudziesięciu comiesięcznych rozczarowań. Zajście w ciążę nigdy nie było ważniejsze niż nasza relacja.

Brałaś pod uwagę, że ciąża może nigdy się nie pojawić? Czy miałaś plan B?

Tak, oba scenariusze wydawały mi się równie prawdopodobne. Twardo stąpam po ziemi, a nie raz przez nazbyt pragmatyczne podejście aż się po niej czołgam! Ale zdecydowanie nie działają na mnie obietnice i ultrapozytywne nastawienie w sytuacjach, które nie zależą tylko od moich działań.

„Dobrze działała na mnie świadomość, że nawet jeśli z ciążą się nie uda, nie będę myślała o okresie starań jak o czasie zmarnowanym.”

Starałam się nie marzyć o ciąży, nie czekać na nią. Zamiast tego skupiać się rzeczach zależnych ode mnie, możliwych do wdrożenia tu i teraz – np. zdrow(sz)y styl życia. Nie rozważałam dalszych scenariuszy, bo starania o ciąże pokazały mi, że naprawdę tyle o sobie wiem, na ile mnie sprawdzono. Nigdy nie przypuszczałabym, że  będę szukać pomocy u naprotechnologa czy specjalistki tradycyjnej medycyny chińskiej – a gdy konwencjonalne metody nie przynosiły skutków, to szukałam też w innych miejscach. Spoiler alert: nie pomogły. Dlatego uważam, że nie mam pojęcia na jaki kolejny krok byłabym gotowa, gdyby in vitro finalnie też zawiodło.

Czy spotkałaś się z krzywdzącymi opiniami dot. leczenia niepłodności od innych osób? Jakie komentarze (jeśli takie były) najbardziej Cię bolały/irytowały i jak sobie z nimi radziłaś?

Któregoś razu miała miejsce taka sytuacja: Mąż pije kawę z kolegami, opowiada, co tam u nas, pada hasło „in vitro”;. Do stolika podchodzi kobieta i rozpoczyna monolog o… pójściu na łatwiznę, zabijaniu dzieci i skazywaniu dziecka na życie w grzechu z egoizmu rodziców”.

  • Łatwizna? No tak, inwestujemy czas, pieniądze, przechodzimy złożone leczenie i czasem bolesne badania, żeby pójść na łatwiznę. 
  • Zabijanie dzieci? A nie dawanie życia?
  • Skazywanie na grzech? Może w pani systemie przekonań tak, w moim nie.
  • Egoizm? No, może trochę, jeszcze przecież nie znam tego małego człowieka, który to, czy zrobiłam dla niego dobrą robotę, oceni dopiero, gdy dorośnie.

Mówienie o in vitro głośno w Internecie dało mi okazję do skonfrontowania się z negatywnymi opiniami na temat tej procedury. Odnoszę wrażenie, że niechęć do in vitro ma dwa źródła: postawę Kościoła Katolickiego lub brak wiedzy. Z religijnymi nie dyskutuję: czyjeś poglądy są czyjeś, a moje są moje. I dopóki ktoś swoimi poglądami nie próbuje wpłynąć na moją decyzję, to luz! Ktoś próbuje? Stawiam granicę. Nie daję się wpędzić w poczucie winy, bo dokonuję wyboru w zgodzie ze sobą. Problem zaczyna się wtedy, gdy światopogląd zaczyna wpływać na dostęp do leczenia. A nie ma innego wytłumaczenia dla aktualnego ograniczenia dostępu do procedury in vitro i wykluczenia z udziału w niej osób o mniejszym budżecie.  

Nie da się mnie zranić, krytykując in vitro. Nie da się choćby trochę podać w wątpliwość słuszności mojej decyzji. Nie ma szans – nawet najmniejszych – żeby przez głowę przeszła mi myśl, czy wybierając in vitro, nie skrzywdzę mojego ewentualnego dziecka. Warto wiedzieć, jak niewiele różnic jest pomiędzy naturalnym a pozaustrojowym zapłodnieniem. Procedura in vitro w telegraficznym skrócie polega na tym, że jej komórka jajowa i jego plemnik łączą się na szkiełku (a nie w jajowodzie). Powstaje taki sam zarodek, jaki powstałby z połączenia tych dwóch komórek w organizmie kobiety.

W ustroju ten proces zadziałby się bardzo podobnie. Naturalnie historia zaczyna się w organizmie kobiety, a z pomocą in vitro – na laboratoryjnym szkiełku. Ale to wciąż pełnowartościowe, zupełnie wyjątkowe dwie komórki, które mogą (a niestety nie muszą, nawet w najlepiej przeprowadzonej procedurze) się ze sobą połączyć i dać nowe życie.

I tak sobie myślę, że dyskusja o in vitro na głębszym poziomie jest kolejną odsłoną dyskusji o wolności wyboru. Ktoś nie popiera, nie chce in vitro? Niech go sobie nie robi. Ktoś jest za, nie widzi w tym nic złego? Niech korzysta i nie wątpi w swoją decyzję, nawet jeśli ktoś próbuje ją podważyć.

W e-booku piszesz: „Uratowało mnie skupianie się na pozytywach.” Tylko tyle i aż tyle. Rozwiń proszę tę myśl.

Staram się iść przez życie doceniając to, co mam, zamiast koncentrować się na tym, czego jeszcze mi brakuje. Oczywiście nie zawsze się udaje (a szczególnie w tak ważnym temacie, jakim jest potencjalne macierzyństwo!), ale staram się zawsze wracać do tej myśli przewodniej. Zamiast załamywać się niepowodzeniami i czekać na coś, co może nigdy nie nadejść, odwróciłam sytuację. Zrobiliśmy z okresu leczenia wyścig z czasem i postanowiliśmy odhaczać kolejne punkty z listy „zdążyć przed ciążą”. Rodzicielstwo otwiera wiele wspaniałych wątków, ale też uniemożliwia lub utrudnia (przynajmniej przez jakiś czas) korzystanie z wielu opcji.

Równolegle z przedłużającym się leczeniem postanowiłam działać również z dbaniem o siebie i rozpieszczaniem na różnych płaszczyznach. Spanko, wolny czas, joga, jedzenie karmiące zmysły, ale też odżywiające organizm, nadal bez nadgodzin w pracy, a do tego radosne praktykowanie wdupiesiępoprzewracanizmu.

Co ma być, to będzie – co by nie było, to jakoś to będzie. Zamiast załamywać się brakiem ciąży, wybierałam korzystanie z bezdzietności. Gdyby nie te wszystkie jedne kreski, nie przeżyłabym tylu imprez do rana! Nie zrobiłabym takiego progresu w jodze. Nie wypiła tylu pysznych win! Nie przepodróżowałabym tyle czasu! A co najlepsze – to właśnie przez niepłodność zaczęłam nurkować. Dobrze działała na mnie świadomość, że nawet jeśli z ciążą się nie uda, nie będę myślała o okresie starań jak o czasie zmarnowanym. A jak się uda, to będę miała komu pokazać podwodny świat!

 

Może faktycznie bycie mamą okazuje się najważniejszą rolą w życiu, ale bycie sobą nadal powinno się liczyć. I właśnie tego nam życzę! Niezależnie od tego, czy już jesteś w ciąży, czy jeszcze na nią czekasz – pamiętaj, żeby zawsze stawać po swojej stronie.

 

Mam nadzieję, że mój ebook pomoże Ci przejść przez okres przygotowań i ciąży po swojemu. Uzbrojona w fakty będziesz odważnie iść własną ścieżką. Z myślą o przyszłym dziecku, ale też o sobie. 

Dla czytelników serwisu plodnosc.pl -20% zniżki na zakup e-booka „Przed i w ciąży” – znajdziecie w nim informacje o przygotowaniach do ciąży, in vitro oraz aktualne wytyczne żywieniowe i porady od 20 specjalistek z innych dziedzin. Kod rabatowy: plodnosc (obniża cenę regularną o 20%).

 

E-book kupisz TUTAJ

 

POLECAMY TAKŻE:

„Łzy kiedyś obeschną, człowiek się podniesie i będzie szczęśliwy” Historia niepłodności Agaty

 

 


Polonistka, redaktorka i korektorka językowa. Specjalizuje się w artykułach z obszarów tematycznych: Ciąża, Dziecko, Pielęgnacja Dziecka, Rozwój Dziecka, a także Starania o ciążę, Niepłodność. Od 10 lat tworzy materiały edukacyjne do internetu. Pisała m.in. dla serwisów Rankomat.pl, Allegro.pl, 2Drink.pl, Naoko-store.pl, Skincarelovers.pl, Szafawpigulce.pl. Kontakt: agnieszka.banasiak@brubenpolska.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *